Faraon (Bolesław Prus) - Tom Drugi Rozdział XL0 strona nr 2

Liczniki odwiedzin | Księgi gości | Metal Lyrics | Konwerter | Wolne domeny | Informacje o samochodach | Zakupy w UK | | | ebooki | Czytniki e-booków

Archiwum lektur szkolnych zostało powołane do życia w sierpniu 2005 roku, na łamach serwisu prezentuję książki znanych pisarzy, które są szkolnymi lekturami lub są wartościowe (wg mnie). Wszystkie książki są zamieszczone w serwisie w legalny sposób, pisarze, których książki prezentujemy nie żyją już ponad 70 lat i ich dzieła są obecnie dobrem publicznym, które można rozprowadzać bez uiszczania jakichkolwiek opłat. Zapraszam do korzytania z naszego serwisu :) Jest to prawdopodobnie najlepsza biblioteka on-line.
Zapraszam do wymiany poglądów / zbiorów literackich pod adresem e-mail: ksiazki(at)ksiazki.metallyrics.pl.


UWAGA: SUPER STRESZCZENIA

Szkolne lektury / Faraon - Bolesław Prus / Tom Drugi Rozdział XL0

::-[ poprzedni rozdział :: spis treści :: kolejny rozdział ]-::


poprzednia strona

ałacach waszej dostojności.


- Idźże więc do niej - rzekł książę - i przedstaw plan, jaki obmyśliłeś. A jeżeli schwycisz łotra, dam ci dziesięć talentów...


    Gdy następca pożegnał ich, Hiram odezwał się do naczelnika:


- Dostojniku, wiem, że znasz oba pisma i nieobcą ci jest kapłańska mądrość. Gdy chcesz słyszysz przez mury i widzisz w ciemnościach. Z tego powodu znasz myśli zarówno chłopa pracującego kubłem, rzemieślnika, który na targ przynosi sandały, i wielkiego pana, który w otoczeniu swoich sług czuje się bezpiecznym jak dziecko w łonie matki...


- Prawdę mówisz, wasza cześć - odparł urzędnik - że bogowie udzielili mi cudnego daru jasnowidzenia.


- Otóż to - ciągnął Hiram - dzięki nadprzyrodzonym zaletom swoim odgadłeś już zapewne, że świątynia Astoreth wyznaczy ci dwadzieścia talentów, jeżeli złapiesz tego nędznika, który ośmiela się przybierać postawę księcia, pana naszego. Nadto zaś w każdym razie świątynia ofiaruje ci dziesięć talentów, jeżeli wieść o podobieństwie nędznego Lykona do następcy nie rozgłosi się po Egipcie. Rzecz to bowiem gorsząca i nieprzystojna, ażeby zwykły śmiertelnik przypominał obliczem swoim osoby, które od bogów pochodzą.


    Niech więc to, co słyszysz o nędznym Lykonie, i cała nasza gonitwa za bezbożnikiem nie wyjdzie poza serca nasze.


- Rozumiem - odparł urzędnik. - Może się bowiem trafić, że taki zbrodniarz straci życie, zanim oddamy go sądowi...


- Powiedziałeś - rzekł Hiram ściskając go za rękę. Wszelka zaś pomoc, jakiej zażądasz od Fenicjan, będzie ci udzielona.


    Rozstali się jak dwaj przyjaciele polujący na grubego zwierza, którzy wiedzą, że nie o to chodzi: czyj oszczep trafi, lecz ażeby zdobycz była dobrze trafiona i nie wpadła w cudze ręce.


    Po kilku dniach Ramzes znowu odwiedził Kamę, lecz znalazł ją w stanie, który graniczył z obłędem. Kryła się w najciaśniejszej izbie swego pałacu, głodna, nie czesana, nawet nie myta, i wydawała najsprzeczniejsze rozkazy swojej służbie. Raz kazała się zgromadzać wszystkim, drugi raz wypędzała wszystkich od siebie. W nocy wołała do siebie wartę żołnierską, a po chwili uciekła od żołnierzy na strych krzycząc, że ją chcą zabić.


    Wobec takich postępków z duszy księcia zniknęła miłość, a zostało tylko uczucie wielkiego kłopotu. Schwycił się za głowę, gdy rządca pałacu i oficer opowiedzieli mu o tych dziwach, i szepnął:


- Zaprawdę, źle uczyniłem odbierając tę kobietę jej bogini. Gdyż tylko bogini mogła cierpliwie znosić jej kaprysy!...


    Mimo to poszedł do Kamy i znalazł ją mizerną, potarganą i drżącą.


- Biada mi!... - zawołała. - Żyję między samymi wrogami. Moja szatna chce mnie otruć, a fryzjerka nabawić jakiej ciężkiej choroby... Żołnierze tylko czekają okazji, ażeby w mej piersi utopić włócznie i miecze, a w kuchni, jestem pewna, że zamiast potraw, gotują się czarodziejskie zioła... Wszyscy dybią na moje życie...


- Kamo... - przerwał książę.


- Nie nazywaj mnie tak!... - szepnęła przerażona - bo mi to nieszczęście przyniesie...


- Ale skąd ci te myśli przychodzą do głowy?...


- Skąd?... Czy sądzisz, że w dzień nie widuję obcych ludzi, którzy ukazują się pod pałacem i znikają, nim zdołam zawołać na służbę?... A w nocy czy nie słyszę szeptów za ścianą?...


- Zdaje ci się.


- Przeklęci!... przeklęci!... - zawołała z płaczem. - Wszyscy mówicie, że mi się zdaje... A przecież onegdaj jakaś zbrodnicza ręka podrzuciła mi do sypialni welon, który nosiłam pół dnia, zanim poznałam, że to nie mój... żem nigdy nie miała takiego...


- Gdzież ten welon? - spytał już zaniepokojony książę.


- Spaliłam go, alem go pierwej pokazała moim służebnicom.


- Więc choćby był nie twój, cóż ci się stało?


- Jeszcze nic. Ale gdybym tę szmatę przez parę dni potrzymała w domu, z pewnością otrułabym się, albo zapadłabym w nieleczącą si

następna strona



::-[ poprzedni rozdział :: spis treści :: kolejny rozdział ]-::




Centrum ogrodowe




Archiwum lektur szkolnych istnieje od sierpnia 2005, mapa serwisu Polityka prywatności
Autor skryptów: Przemysław Krajniak, Skrypty PHP