Giaur (George Gordon Byron) - UTWÓR strona nr 1
Liczniki odwiedzin | Księgi gości | Metal Lyrics | Konwerter | Wolne domeny | Informacje o samochodach | Zakupy w UK | | | ebooki | Czytniki e-booków
Archiwum lektur szkolnych zostało powołane do życia w sierpniu 2005 roku, na łamach serwisu prezentuję książki znanych pisarzy, które są szkolnymi lekturami lub są wartościowe (wg mnie). Wszystkie książki są zamieszczone w serwisie w legalny sposób, pisarze, których książki prezentujemy nie żyją już ponad 70 lat i ich dzieła są obecnie dobrem publicznym, które można rozprowadzać bez uiszczania jakichkolwiek opłat. Zapraszam do korzytania z naszego serwisu :) Jest to prawdopodobnie najlepsza biblioteka on-line. Zapraszam do wymiany poglądów / zbiorów literackich pod adresem e-mail: ksiazki(at)ksiazki.metallyrics.pl.
Szkolne lektury / Giaur - George Gordon Byron / UTWÓR
::-[ poprzedni rozdział :: spis treści :: kolejny rozdział ]-::
Umilkły wiatry, ciche lśnią się fale Przy grobowcowej Temistokla skale, Która wyniosłym niebo czołem bodzie I z góry patrząc na morza i smugi Najpierwsza wita lądujące łodzie. Kiedyż się zjawi Temistokles drugi? * * * Wyspy szczęśliwe! w każdej porze roku Zarówno miłe i sercu, i oku, Gdy was przychodzień z gór Kolonny wita2, Wraz nagły urok źrenice mu chwyta I myśl pogrąża w dumy tajemnicze. Tu szklane morza cichego oblicze Na falach drobnych, jak uśmiechu dołki, Gór okolicznych odbija wierzchołki Strzegące brzegów, z którymi łagodnie Zdają się igrać rajskie wody wschodnie. Jeśli się wietrzyk chwilowy prześliźnie I złamie szyby na modrej płaszczyźnie, I kwiecie z brzegu przyniesione miota, Jakaż w tym wietrze wonią i pieszczota! Tam, na skał wierzchu, u ścieku poników Błyszczy się róża, sułtanka słowików3, Jej brzmią pochwały kochankowie leśni, Ona rumieńcem dziękuje za pieśni. Śliczna i skromna, królowa ogrodów, Nie tknięta wichrem, nie zwiędła od chłodów, Nie znając naszych zim niebezpieczeństwa, Kwitnie świeżością wiecznego panieństwa. Balsamy, których niebo jej udziela, W wonnych kadzidłach ku niebu odstrzelą, Niebo wzajemnie co dzień jej użycza Świetnych kolorów swojego oblicza. Tam, w polu tyle jest kwiecia dla wianków, Tam, w lasach tyle cienia dla kochanków, Tam, groty dla nich ciosane umyśnie; Dziś morski zbójca w te groty się ciśnie I z nocą z malej czatuje galery Na bezpiecznego żeglownika stery. Skoro miesięczna zabłyśnie pochodnia, Zabrzmi gitara morskiego przechodnia4, Zbójca swój rudel zaraz na głąb pędzi Zakryty cieniem nadbrzeżnych krawędzi, Zahacza statek, zdobycze rozdziela; Wrzask konających miesza pieśń wesela.
Dziwna! gdy kraj ten natura obrała Na ogród bogów i hojnie nań zlała Tyle bogactwa, piękności tak wiele, Jakby we własnym zakochana dziele, Dziwna! że dzieła własnego się zrzeka I dziś natura wpuszcza tu człowieka, Który, odwieczny miłośnik zniszczenia, Ogród edeński na nowo wyplenia I jako leśny dzik kwiecie wytłacza, Nie pokropione znojami oracza Ani znające ręki ogrodnika! Tu kwiecie samo dokoła wynika, Za tyle wdzięków, za taką obfitość Uprasza tylko człowieka o - litość. Dziwna! tu ziemia oddycha pokojem, A serce ludzkie - chucią i rozbojem. Czyż kraje światła na nowo ogarnie Noc namiętności rządzących bezkarnie? - Patrząc myśliłbyś, że tu zbuntowani Wojsko aniołów zwalczyli szatani, I cherubinów trony dziś przywłaszcza Tłum, który piekieł wyzionęła paszcza. Tak śliczny kraj ten, ojczyzna rozkoszy, Tak brzydki tyran, co go dziś pustoszy!
Kto na śmiertelnym oglądał posłaniu5 Nim dzień przeminął, pierwszy dzień nicestwa, Piękne oblicze zaraz po skonaniu, Ostatni trudów i bólów jestestwa; Nim śmierć ostatnim przyciśnieniem ręki Zgładziła rysy, gdzie chronią się wdzięki: Kto pomni twarz tę anielsko-łagodną, Tak zimno piękną, tak smutnie pogodną! Zda się w letargu zasypiać głęboko, Zda się być żywą - gdyby nie to oko, Gdzie już nie świeci ni łza, ni namiętność, Gdzie mieszka zimna, wieczna obojętność I straszy widzów, i serca im studzi, I z oczu trupa wpada w serca ludzi - Gdyby nie wzrok ten, nim pierwszy dzień minie Nim ta godzina - w tej jeszcze godzinie Śmierć tak łagodnie, niewidomie wladnie, Że jej tyraństwa nikt zrazu nie zgadnie!
Dziś do tej twarzy Grecyja podobna, Martwa od dawna, leczr dotąd nadobna; Jej widok ziębi, jej wdzięk do łez wzrusza, Bo już piękności nie ożywia dusza. Jej wdzięk jest tylko uśmiech pozostały Na chwilę w ustach, co ducha oddały, A jej rumieniec - chorowita krasa, Która na trupich licach nie zagasa, Ostatni odbłysk zachodnich promieni, Co się wokoło ruiny czerwieni; Ostatnie czucie, co żegna nadzieję, Iskra niebieska, która dotąd tleje, Lecz już swej miłej zi
następna strona
::-[ poprzedni rozdział :: spis treści :: kolejny rozdział ]-::
|