Nad Niemnem (Eliza Orzeszkowa) - Tom Trzeci Rozdział II strona nr 1

Liczniki odwiedzin | Księgi gości | Metal Lyrics | Konwerter | Wolne domeny | Informacje o samochodach | Zakupy w UK | | | ebooki | Czytniki e-booków

Archiwum lektur szkolnych zostało powołane do życia w sierpniu 2005 roku, na łamach serwisu prezentuję książki znanych pisarzy, które są szkolnymi lekturami lub są wartościowe (wg mnie). Wszystkie książki są zamieszczone w serwisie w legalny sposób, pisarze, których książki prezentujemy nie żyją już ponad 70 lat i ich dzieła są obecnie dobrem publicznym, które można rozprowadzać bez uiszczania jakichkolwiek opłat. Zapraszam do korzytania z naszego serwisu :) Jest to prawdopodobnie najlepsza biblioteka on-line.
Zapraszam do wymiany poglądów / zbiorów literackich pod adresem e-mail: ksiazki(at)ksiazki.metallyrics.pl.


UWAGA: SUPER STRESZCZENIA

Szkolne lektury / Nad Niemnem - Eliza Orzeszkowa / Tom Trzeci Rozdział II

::-[ poprzedni rozdział :: spis treści :: kolejny rozdział ]-::


W ostatnich dniach lipca, kiedy część zboża jeszcze nie zdjęta stała na korczyńskich polach, Witold i Justyna postępowali drogą z Bohatyrowicz do Korczyna wiodącą. Szli prędko i rozmawiali żywo, tak żywo i z takim zajęciem, że aż na policzki młodej panny wybiły się gorące rumieńce, a oczy jej, zazwyczaj trochę chmurne, jaśniały radością. Nie zatrzymując się i nawet kroku nie zwalniając do młodego krewnego rękę wyciągnęła.


- Dziękuję ci, Widziu, z całego serca dziękuję - z niezwykłym sobie wylaniem mówiła. - Wszystko, co mi powiedziałeś, przejęło mię głęboko. Od jakiegoś czasu te same myśli przechodziły mi przez głowę, tylko ich tak wyraźnie układać nie umiałam. Nie jestem, widzisz, ani uczoną, ani pod żadnym względem wyjątkową... sama jednak nie wiem dlaczego, dostrzegłam już w życiu wiele rzeczy marnych i trochę ważnych...


      Z wesołym uśmiechem dodała:


- Nudziłam się okropnie i może z nudy wymyślałam sobie to wszystko, o czym ty daleko lepiej i więcej wiesz ode mnie...


      Spojrzał na nią z boku i filuternie.


- A teraz nie nudzisz się? - zapytał.


      Przecząco wstrząsnęła głową.


- Nie, od jakiegoś czasu nie! Chociaż, przyznam ci się, że jeszcze dobrze nie rozumiem...


      Urwała.


- Czego jeszcze nie rozumiesz dobrze?


      Po chwilowym wahaniu się odpowiedziała z cicha:


- Tego, co czuję, i tego, co myślę...


- Brak przygotowania - zauważył - ale - dodał wesoło - wyjaśni się to zapewne, bo i doprawdy, dlaczegóż byś nie miała pójść nową drogą...


      Zarumieniła się jeszcze ogniściej i z żywością szepnęła:


- Nie wiem... nie wiem... może to tylko złudzenie... lękam się...


- Czego? - ciekawie zapytał Witold


      Ale ona spłonioną twarz ku polu zwróciła i może pod wpływem zakłopotania, jakie jej ta rozmowa sprawiała, silnie ściskała w dłoni sporą wiązkę tylko co znać zerwanych floksów, pośród których tkwiła ogromna czerwona jeorginia.


- Wcale nie wytworny bukiet - patrząc na kwiaty uśmiechnął się Witold. - Rzecz jest jednak godną uwagi, jak ci ludzie kochają się w kwiatach. Nawet ta prozaiczna Elżusia, która na dwa tygodnie przed ślubem liczy sztuki bydła narzeczonego i myśli o wekselach, które wyda jej ojciec, mnóstwo ich w ojcowskiej zagrodzie hoduje...


      Nagle zwracając się ku towarzyszce zapytał:


- Czy doprawdy będziesz na tym weselu?


- Naturalnie - z żywością zawołała.


- Drużką Elżusi?


- Naturalnie.


- A tworzącym dla ciebie parę drużbantem będzie pan Kazimierz Jaśmont, którego cyfry na cieniutkiej chusteczce wyhaftujesz i tę chusteczkę ofiarujesz mu w zamian podanych ci przez niego bukietów mirtowych... Tak? Umiesz to zapewne na pamięć, jak i wiele innych rzeczy, których ponauczałaś się w czasach ostatnich. Czy wiesz o tym, że wczoraj, kiedy panna Teresa łzawiąc się z czułości opowiadała ci radość swoją i mamy z przypuszczalnego twojego małżeństwa z panem Różycem, śmiejąc się odpowiedziałaś: "Bo to wy wiecie jedno, a ja drugie!" Gdybym wtedy na ciebie nie patrzał, myślałbym, że to stara Starzyńska mówi! Prościejesz, Justysiu, widocznie prościejesz...


      Œmiał się głośno, wesoło i patrzał na Justynę bardzo przyjaźnie. Nagle zagadnął:


- Czy to prawda, co pani Fabianowa Bohatyrowiczowa, née Giecołd, mówiła, że już nauczyłaś się żąć wcale dobrze?...


      Justyna uśmiechając się pokazała mu obie ręce ze stwardniałymi trochę dłońmi i kilku szramami od ostrza sierpa pochodzącymi.


- Przez cały prawie tydzień po kilka godzin dziennie żęłam... Praca to ciężka, mniej przecież ciężka niż...


- Niż co?...


      Z błyskiem oczu dokończyła:


- Niż wieczne gryzienie siebie popielcową myślą:


      "Prochem

następna strona



::-[ poprzedni rozdział :: spis treści :: kolejny rozdział ]-::




Centrum ogrodowe




Archiwum lektur szkolnych istnieje od sierpnia 2005, mapa serwisu Polityka prywatności
Autor skryptów: Przemysław Krajniak, Skrypty PHP