Pan Wołodyjowski (Henryk Sienkiewicz) - Rozdział VII strona nr 2
Liczniki odwiedzin | Księgi gości | Metal Lyrics | Konwerter | Wolne domeny | Informacje o samochodach | Zakupy w UK | | | ebooki | Czytniki e-booków
Archiwum lektur szkolnych zostało powołane do życia w sierpniu 2005 roku, na łamach serwisu prezentuję książki znanych pisarzy, które są szkolnymi lekturami lub są wartościowe (wg mnie). Wszystkie książki są zamieszczone w serwisie w legalny sposób, pisarze, których książki prezentujemy nie żyją już ponad 70 lat i ich dzieła są obecnie dobrem publicznym, które można rozprowadzać bez uiszczania jakichkolwiek opłat. Zapraszam do korzytania z naszego serwisu :) Jest to prawdopodobnie najlepsza biblioteka on-line. Zapraszam do wymiany poglądów / zbiorów literackich pod adresem e-mail: ksiazki(at)ksiazki.metallyrics.pl.
Szkolne lektury / Pan Wołodyjowski - Henryk Sienkiewicz / Rozdział VII
::-[ poprzedni rozdział :: spis treści :: kolejny rozdział ]-::
poprzednia strona
a, bo pannie ciemno, a choć szabla większa od
igły, za to ma panna mniej eksperiencji do szabli niż do igły.
Chrapki Basi rozdęły się jeszcze więcej, a czupryna spadła całkiem na błyszczące oczka.
- Waćpan mnie lekceważysz? - spytała dysząc mocno.
- Nie osobę, broń Boże!
- Nie cierpię pana Michała!
- Masz, bakałarzu, za twą naukę! - odpowiedział mały rycerz.
Po czym znów do Zagłoby:
- Dalibóg, że śnieg zaczyna padać.
- Ot, śnieg! śnieg! śnieg! - powtarzała przycinając Baśka.
- Baśka, dosyć! ledwie już dyszysz! - wtrąciła pani stolnikowa.
- No, trzymaj waćpanna szablę, bo wytrącę!
- Zobaczymy!
- A ot !
I szabelka, wyfrunąwszy jako ptak z rąk Basi, upadła z brzękiem aż koło pieca.
- To ja sama! niechcący! To nie waćpan! - wołała ze łzami w głosie panienka i chwyciwszy w mig szabelkę, znowu przycięła.
- Sprobuj waćpan teraz...
- A ot! - powtórzył pan Michał.
I szabelka znów się znalazła pod piecem.
Pan Michał zaś rzekł:
- Na dzisiaj dość!
Pani stolnikowa poczęła drgać i piszczeć głośniej jak zwykle, Basia zaś stała na środku izby, zmieszana, odurzona, dysząc mocno, gryząc wargi i tłumiąc łzy, które przemocą cisnęły się jej do oczu. Wiedziała, że tym bardziej będą się śmieli, jeżeli wybuchnie płaczem, i koniecznie chciała się wstrzymać, ale widząc, że nie zdoła, wypadła nagle z izby.
- Dla Boga! - zawołała pani stolnikowa. - Pewnie do stajni uciekła,
a taka zgrzana... jeszcze ją zamróz chyci. Trzeba chyba pójść za nią! Krzysiu, nie wychodź!
To rzekłszy wyszła i porwawszy ciepłą jubkę w sieni, biegła z nią do stajni, a za nią biegł Zagłoba, niespokojny o swego hajduczka. Chciała wybiec i Drohojowska, lecz mały rycerz chwycił ją za rękę.
- Słyszałaś waćpanna zakaz? Nie puszczę tej ręki, póki nie wrócą.
I rzeczywiście nie puszczał. A była to ręka jakoby atłasowa, miękka; panu Michałowi wydało się, że jakiś strumień ciepły przepływa z tych cienkich palców w jego kości, sprawując w nich lubość niezwykłą, więc trzymał je coraz mocniej.
Lekkie rumieńce przeleciały przez smagławą twarz Krzysi.
- Tom, widzę, branka w jasyr wzięta ! - rzekła.
- Kto by taki jasyr wziął, sułtanowi nie miałby czego zazdrościć, któren i sułtan pół państwa swojego chętnie by za taką oddał.
- Aleby mnie waćpan przecie poganom nie sprzedał!
- Jakobym i duszy diabłu nie sprzedał!
Tu pomiarkował pan Michał, że chwilowy zapał zbyt daleko go unosi, i poprawił:
- Jakobym i siostry nie sprzedał!
A Drohojowska odrzekła poważnie:
- Toś waćpan utrafił. Siostrą afektem jestem dla pani stolnikowej, będę i waćpanową.
- Dziękuję z serca - rzekł pan Michał całując jej rękę - bo mi okrutnie pociechy potrzeba.
- Wiem, wiem! - powtórzyła panienka - jam też sierota!
Tu mała łezka stoczyła się jej z powieki i osiadła na owym puszku nad ustami.
A Wołodyjowski patrzył na łezkę, na usta lekko ocienione, wreszcie rzekł:
- Takaś waćpanna dobra jako właśnie anioł! Już mi ulżyło!
Krzysia uśmiechnęła się słodko.
- Daj Boże waćpanu!
- Jak mi Bóg miły!
Czuł przy tym mały rycerz, że gdyby powtórnie pocałował ją w rękę, to by mu jeszcze bardziej ulżyło. Ale w tej chwili weszła pani Makowiecka.
- Baśka jubkę wzięła - rzekła - ale w takiej jest konfuzji, że za nic nie chce przyjść. Pan Zagłoba ugania się za nią po całej stajni.
Jakoż Zagłoba, nie szczędząc pociech
następna strona
::-[ poprzedni rozdział :: spis treści :: kolejny rozdział ]-::
|