Pan Wołodyjowski (Henryk Sienkiewicz) - Rozdział VII strona nr 1

Liczniki odwiedzin | Księgi gości | Metal Lyrics | Konwerter | Wolne domeny | Informacje o samochodach | Zakupy w UK | | | ebooki | Czytniki e-booków

Archiwum lektur szkolnych zostało powołane do życia w sierpniu 2005 roku, na łamach serwisu prezentuję książki znanych pisarzy, które są szkolnymi lekturami lub są wartościowe (wg mnie). Wszystkie książki są zamieszczone w serwisie w legalny sposób, pisarze, których książki prezentujemy nie żyją już ponad 70 lat i ich dzieła są obecnie dobrem publicznym, które można rozprowadzać bez uiszczania jakichkolwiek opłat. Zapraszam do korzytania z naszego serwisu :) Jest to prawdopodobnie najlepsza biblioteka on-line.
Zapraszam do wymiany poglądów / zbiorów literackich pod adresem e-mail: ksiazki(at)ksiazki.metallyrics.pl.


UWAGA: SUPER STRESZCZENIA

Szkolne lektury / Pan Wołodyjowski - Henryk Sienkiewicz / Rozdział VII

::-[ poprzedni rozdział :: spis treści :: kolejny rozdział ]-::


Panna Basia dopilnowała jednak Wołodyjowskiego, żeby ją "fechtów" uczył, on zaś nie odmówił, bo po kilku dniach, choć zawsze wolał Drohojowską, jednak i Baśkę bardzo polubił, ile że zresztą trudno jej było nie lubić. Pewnego poranku zaczęła się tedy pierwsza lekcja, głównie chełpliwością Baśki wywołana i jej upewnieniami, jako że już tę sztukę wcale nieźle posiada i nie byle kto potrafi jej pola dotrzymać.


- Starzy żołnierze mnie uczyli - mówiła - których u nas nie brak, a wiadomo przecie, że nie masz nad naszych szermierzów... Ba, to jeszcze pytanie, czybyście i waćpanowie równych sobie nie znaleźli.


- Co waćpanna mówisz - zawołał Zagłoba - my w całym świecie równych nie mamy!


- Chciałabym, żeby się pokazało, iż i ja równa. Nie spodziewam się, ale chciałabym!


- Na strzelanie z bandoleciku to i ja bym się popróbowała - rzekła śmiejąc się pani Makowiecka.


- Dla Boga! chyba same amazonki w Latyczowskiem mieszkają - rzekł Zagłoba.


      Tu zwrócił się do Drohojowskiej:


- A waćpanna jaką bronią najlepiej władasz?


- Żadną - odpowiedziała Krzysia.


- Aha! żadną! - zakrzyknęła Baśka. I tu przedrwiwając Krzysię poczęła śpiewać:


     


      Wierzcie, rycerze,


      Na nic pancerze,


      Na nic się tarcze zdały!


      Przez stal, żelazo


      W serce się wrażą


      Kupida ostre strzały!


     


- Taką ona bronią władnie, nie bójcie się! - dodała zwracając się do Wołodyjowskiego i Zagłoby. - Szermierz też z niej nie lada


- Wychodź waćpanna! - rzekł pan Michał chcąc ukryć lekkie pomieszanie.


- Ej, Boże! żeby się pokazało, co ja myślę! -zawołała Basia rumieniąc się z radości.


      I stanęła zaraz w pozycji mając lekką polską szabelkę w prawicy, lewą zaś rękę zasunęła za plecy i z wysuniętą piersią naprzód, z podniesioną głową i rozdętymi chrapkami była tak ładna i tak różowa, że Zagłoba szepnął do pani stolnikowej :


- Żaden gąsiorek, choćby ze stuletnim węgrzynem, nie udelektowałby mnie tak swym widokiem !


- Uważ waćpanna - rzekł Wołodyjowski - ja się tylko będę bronił, ni razu nie przytnę, a waćpanna atakuj, jak się jej żywnie podoba.


- Dobrze. Kiedy zaś waćpan będziesz chciał, żebym przestała, to mi słowo rzeknij.


- Mogłoby się i tak skończyć, kiedy bym tylko zechciał!..


- A to jakim sposobem?


- Bo takiemu szermierzykowi łatwie bym szabelkę z rąk wytrącić zdołał.


- Zobaczymy!


- Nie zobaczymy, bo tego przez politykę nie uczynię.


- Nie trzeba tu żadnej polityki. Uczyń to waść, jeśli zdołasz. Wiem, że mniej umiem od waćpana, ale tego przecie sobie nie dam uczynić!


- Więc waćpanna pozwalasz?


- Pozwalam !


- Dajże spokój, hajduczku najsłodszy - rzekł Zagłoba. - On to z największymi mistrzami czynił.


- Zobaczymy! - powtórzyła Basia.


- Zaczynajmy! - rzekł Wołodyjowski, nieco zniecierpliwiony przechwałkam i dziewczyny.


      Zaczęli.


      Basia przycięła okrutnie, skacząc przy tym jak konik polny.


      Wołodyjowski zaś stał w miejscu, czyniąc, wedle swego zwyczaju, malusieńkie ruchy szablą i nie bardzo nawet zważając na atak.


- A waćpan to się ode mnie jak od uprzykrzonej muchy oganiasz!- zawołała podrażniona Basia.


- Jaż się z waćpanną nie próbuję, jeno ją uczę! - odparł mały rycerz.- Dobrze tak! Jak na białogłowę, wcale nieźle! Spokojniej z dłonią!


- Jak na białogłowę? Masz waćpan za białogłowę! masz! masz!


      Ale pan Michał, lubo Basia zażyła swych cięć najznamienitszych, nic nie miał. Owszem, umyślnie począł rozmawiać z Zagłobą, aby okazać, jak mało dba o Basine ciosy.


- Odstąp waćpan od okn

następna strona



::-[ poprzedni rozdział :: spis treści :: kolejny rozdział ]-::




Centrum ogrodowe




Archiwum lektur szkolnych istnieje od sierpnia 2005, mapa serwisu Polityka prywatności
Autor skryptów: Przemysław Krajniak, Skrypty PHP