Pan Wołodyjowski (Henryk Sienkiewicz) - Rozdział I strona nr 2

Liczniki odwiedzin | Księgi gości | Metal Lyrics | Konwerter | Wolne domeny | Informacje o samochodach | Zakupy w UK | | | ebooki | Czytniki e-booków

Archiwum lektur szkolnych zostało powołane do życia w sierpniu 2005 roku, na łamach serwisu prezentuję książki znanych pisarzy, które są szkolnymi lekturami lub są wartościowe (wg mnie). Wszystkie książki są zamieszczone w serwisie w legalny sposób, pisarze, których książki prezentujemy nie żyją już ponad 70 lat i ich dzieła są obecnie dobrem publicznym, które można rozprowadzać bez uiszczania jakichkolwiek opłat. Zapraszam do korzytania z naszego serwisu :) Jest to prawdopodobnie najlepsza biblioteka on-line.
Zapraszam do wymiany poglądów / zbiorów literackich pod adresem e-mail: ksiazki(at)ksiazki.metallyrics.pl.


UWAGA: SUPER STRESZCZENIA

Szkolne lektury / Pan Wołodyjowski - Henryk Sienkiewicz / Rozdział I

::-[ poprzedni rozdział :: spis treści :: kolejny rozdział ]-::


poprzednia strona

mnie jako na Zawiszę!


- Nic mi nie jest - odpowiedział stary żołnierz - żadnej też pomocy nie potrzebuję, póki tą oto ręką i tą szablą ruchać mogę; ale nasz przyjaciel, najgodniejszy w Rzeczypospolitej kawaler, w srogim strapieniu, nie wiem, czyli dycha jeszcze.


- Na rany Chrystusa! Wołodyjowskiemu się coś przygodziło?


- Tak jest! - odrzecze Charłamp, nowe strumienie łez wypuszczając.-


      Dowiedz się waszmość, że panna Anna Borzobohata ten oto padół opuściła.


- Zmarła ! - krzyknął Kmicic chwytając się obiema rękoma za głowę.


- Jako ptak grotem ugodzon.


      Nastała chwila milczenia; tylko jabłka spadające biły tu i owdzie ciężko w ziemię; tylko pan Charłamp sapał coraz głośniej, płacz hamując. Kmicic zaś załamał ręce i powtarzał kiwając głową:


- Miły Boże! miły Boże! miły Boże!


- Waszmość się nie dziw moim śluzom - rzekł wreszcie Charłamp - bo jeśli waści na samą wieść tylko o przygodzie dolor nieznośnie serce ściska, cóż dopiero mnie, którym patrzył i na jej konanie, i na jego boleść przechodzącą miarę przyrodzoną.


      Tu wszedł sługa z gąsiorkiem na tacy i drugą szklenicą, a za nim pani Andrzejowa, która przecie ciekawości pokonać nie mogła.


      Spojrzawszy teraz w twarz męża i widząc w niej głębokie strapienie rzekła zaraz:


- Co to za wieści waszmość przywiózł? Nie oddalajcieże mnie. Będę was ile się godzi pocieszać albo zapłaczę z wami, albo radą jakowąś posłużę...


- Już i w twojej głowie rady się na to nie znajdzie - odrzekł pan Andrzej.


- Ale boję się, żebyś z żalu na zdrowiu szwanku nie poniosła.


      A ona na to:


- Siła ja wytrzymać umiem. Gorzej żyć w niepewności...


- Anusia zmarła! - rzekł Kmicic.


      Oleńka przybladła trochę i opuściła się ciężko na ławkę; myślał Kmicic, że omdleje, ale żal wziął w niej górę nad nagłością wieści i płakać poczęła, a obaj rycerze zawtórowali jej zaraz.


- Oleńka - rzekł wreszcie Kmicic pragnąc myśl żony w inną stronę


      skierować - zali ty nie myślisz, że ona w raju?


- Nie nad nią ja, jeno za nią płaczę i nad pana Michałowym sieroctwem, bo co do jej szczęśliwości wiekuistej, chciałabym mieć dla siebie taką nadzieję zbawienia, jaką mam dla niej. Nie było nad nią zacniejszej panienki, lepszego serca, poczciwszej! Oj! moja Anulka! moja Anulka kochana!...


- Widziałem jej śmierć - rzekł Charłamp - nie daj Boże nikomu mniej pobożnej.


      Tu nastało milczenie, aż gdy im nieco żalu łzami spłynęło, ozwał się Kmicic:


- Powiadaj waszmość, jako to było, miodem w najżałośniejszych miejscach przepijając.


- Dziękuję - odrzekł Charłamp. - Od czasu do czasu przepiję, jeśli


      waszmość do mnie przepijesz, bo ból nie tylko za serce, ale i za gardziel jako wilk chwyta, a gdy chwyci, to bez jakowegoś ratunku zgoła zadławić może. Było tak. Jechałem z Częstochowy w rodzinne strony, by spokoju na stare lata zażyć i na dzierżawie zasiąść. Dość mi już wojny, bom ją wyrostkiem praktykować począł, a teraz mam już wiechy siwe. Chyba żebym całkiem wysiedzieć nie mógł, to jeszcze pod jaką chorągiew ruszę; aleć owe związki wojskowe z krzywdą ojczyzny, a na pociechę nieprzyjaciół erygowane i owe domowe wojny do reszty mi Bellonę zbrzydziły... Miły Boże! pelikan krwią dzieci karmi, prawda! Ale tej ojczyźnie już i krwi w piersiach nie staje. Œwiderski był wielki żołnierz... Niech go tam Bóg sądzi!..


- Moja Anulu najmilsza! - przerwała z płaczem pani Kmicicowa -toć żeby nie ty, co by się ze mną i z nami wszystkimi stało?... Ucieczką mi była i obroną! Moja Anulu kochana!


      Słysząc to Charłamp ryknął znowu, ale na krótko, bo mu Kmicic przerwał pytaniem:


- A Wołodyjowskiego gdzieś waść spotkał?


- Wołodyjowskiego spotka

następna strona



::-[ poprzedni rozdział :: spis treści :: kolejny rozdział ]-::




Centrum ogrodowe




Archiwum lektur szkolnych istnieje od sierpnia 2005, mapa serwisu Polityka prywatności
Autor skryptów: Przemysław Krajniak, Skrypty PHP