Lalka (Bolesław Prus) - Tom Trzeci "Pogodzeni małżonkowie" strona nr 2

Liczniki odwiedzin | Księgi gości | Metal Lyrics | Konwerter | Wolne domeny | Informacje o samochodach | Zakupy w UK | | | ebooki | Czytniki e-booków

Archiwum lektur szkolnych zostało powołane do życia w sierpniu 2005 roku, na łamach serwisu prezentuję książki znanych pisarzy, które są szkolnymi lekturami lub są wartościowe (wg mnie). Wszystkie książki są zamieszczone w serwisie w legalny sposób, pisarze, których książki prezentujemy nie żyją już ponad 70 lat i ich dzieła są obecnie dobrem publicznym, które można rozprowadzać bez uiszczania jakichkolwiek opłat. Zapraszam do korzytania z naszego serwisu :) Jest to prawdopodobnie najlepsza biblioteka on-line.
Zapraszam do wymiany poglądów / zbiorów literackich pod adresem e-mail: ksiazki(at)ksiazki.metallyrics.pl.


UWAGA: SUPER STRESZCZENIA

Szkolne lektury / Lalka - Bolesław Prus / Tom Trzeci "Pogodzeni małżonkowie"

::-[ poprzedni rozdział :: spis treści :: kolejny rozdział ]-::


poprzednia strona

ującej się przed domem, biegła do okna; na odgłos dzwonka rzucała się do progu i spoza przymkniętych drzwi salonu nasłuchiwała, kto rozmawia z Marianną.


Po paru dniach takiego trybu życia zrobiła się jeszcze bledszą i jeszcze bardziej rozdrażnioną. Biegała coraz prędzej po coraz mniejszej przestrzeni, często upadała na krzesło lub fotel z biciem serca, a nareszcie położyła się do łóżka.


- Każ zdjąć sukno ze schodów - rzekła do Marianny schrypniętym głosem. - Panu znowu musiał jakiś łotr pożyczyć pieniędzy...


Ledwie to powiedziała, energicznie zadzwoniono do drzwi. Pani baronowa posłała naprzód Mariannę, a sama tknięta przeczuciem, pomimo bólu głowy, zaczęła się ubierać. Wszystko leciało jej z rąk.


Tymczasem Marianna, uchyliwszy drzwi zaczepione na łańcuch, zobaczyła w sieni jakiegoś bardzo dystyngowanego jegomościa z jedwabnym parasolem i ręczną walizką. Za jegomościem, który pomimo starannie ogolonych wąsów i bujnych faworytów wyglądał nieco na kamerdynera, stali tragarze z kuframi i tłomokami.


- A co to?.. - machinalnie zapytała służąca.


- Otworzyć drzwi, obie połowy!... - odparł jegomość z walizką. Rzeczy pana barona i moje...


Drzwi otworzyły się, jegomość kazał tragarzom złożyć kufry i tłomoki w przedpokoju i zapytał:


- Gdzie tu gabinet jaśnie pana?...


W tej chwili przybiegła baronowa w nie zapiętym szlafroku, z włosami w nieładzie.


- Co to?... - zawołała wzruszonym głosem. - Ach, to ty, Leonie... Gdzie pan?..


- Zdaje się, że jaśnie pan u Stępka... Chciałbym złożyć rzeczy, ale nie widzę ani gabinetu pana, ani pokoju dla mnie.


- Zaczekajże mówiła gorączkowo baronowa. - Zaraz Marianna wyniesie się z kuchni, to ty tam...


- Ja w kuchni?... - spytał jegomość nazwany Leonem. - Chyba jaśnie pani żartuje. Według umowy z panem mam mieć swój pokój...


Pani baronowa zmieszała się.


- Co ja mówię!... - rzekła. - To wiesz, mój Leonie, wprowadź się tymczasem na trzecie piętro, do mieszkania po studentach...


- Tak to rozumiem - odparł Leon. - Jeżeli tam jest z parę pokoików, to mogę nawet mieszkać z kucharzem...


- Jak to z kucharzem?


- Bo przecie jaśnie państwo bez kucharza obejść się nie mogą. Bierzcie te rzeczy na górę - zwrócił się do tragarzy.


- Co wy robicie?... - krzyknęła baronowa widząc, że zabierają wszystkie kufry i tłomoki.


- Biorą moje rzeczy. Nieście! - komenderował Leon.


- A gdzież pana barona?...


- O, proszę... - odparł służący podając Mariannie ręczną walizkę i parasol.


- A pościel?... garderoba?... sprzęty?... - zawołała pani łamiąc ręce.


- Niechże jaśnie pani nie robi skandalu przy służbie!... - zgromił ją Leon. - Wszystkie te rzeczy jaśnie pan powinien mieć w domu...


- Prawda... prawda!... - szepnęła upokorzona baronowa.


Zainstalowawszy się na górze, gdzie mu jeszcze musiano zanieść łóżko, stół, parę krzeseł i miednicę z dzbankiem wody, pan Leon ubrał się we frak, biały krawat, świeżą koszulę (trochę ciasną na niego), wrócił do pani baronowej i poważnie zasiadł w przedpokoju.


- Za pół godziny - rzekł do Marianny spoglądając na złoty zegarek - jaśnie pan powinien być, bo co dzień sypia od godziny czwartej do piątej. - Cóż, nudno tu pannie? - dodał. - No, ale ja pannę rozruszam...


- Marianno!... Mlarianno, chodź tutaj!... - zawołała ze swego pokoju baronowa.


- Cóż panna zaraz tak lecisz? - zapytał Leon. - Ucieknie starej interes czy co?... Niech trochę poczeka...


- Kiedy boję się, bo strasznie zła - szepnęła Marianna wydzierając mu się z rąk.


- Zła, boś ją sama panna zepsuła. Im tylko pozwolić, toby zaraz człowiekowi kołki na łbie ciosali... Z baronem będziesz panna miała lżej, bo to koneser... Ale ubrać się panna musisz inaczej, nie tak po tercjarsku. My nie lubimy zakonnic.


- Marysia!... Marysia!...


- No, to idź już panna, tylko powoli - upominał ją Leon.

następna strona



::-[ poprzedni rozdział :: spis treści :: kolejny rozdział ]-::




Centrum ogrodowe




Archiwum lektur szkolnych istnieje od sierpnia 2005, mapa serwisu Polityka prywatności
Autor skryptów: Przemysław Krajniak, Skrypty PHP