Faraon (Bolesław Prus) - Tom Drugi Rozdział LXVII strona nr 1
Liczniki odwiedzin | Księgi gości | Metal Lyrics | Konwerter | Wolne domeny | Informacje o samochodach | Zakupy w UK | | | ebooki | Czytniki e-booków
Archiwum lektur szkolnych zostało powołane do życia w sierpniu 2005 roku, na łamach serwisu prezentuję książki znanych pisarzy, które są szkolnymi lekturami lub są wartościowe (wg mnie). Wszystkie książki są zamieszczone w serwisie w legalny sposób, pisarze, których książki prezentujemy nie żyją już ponad 70 lat i ich dzieła są obecnie dobrem publicznym, które można rozprowadzać bez uiszczania jakichkolwiek opłat. Zapraszam do korzytania z naszego serwisu :) Jest to prawdopodobnie najlepsza biblioteka on-line. Zapraszam do wymiany poglądów / zbiorów literackich pod adresem e-mail: ksiazki(at)ksiazki.metallyrics.pl.
Szkolne lektury / Faraon - Bolesław Prus / Tom Drugi Rozdział LXVII
::-[ poprzedni rozdział :: spis treści :: kolejny rozdział ]-::
W tym samym czasie, co do minuty, kapłan czuwający na pylonie świątyni Ptah w Memfisie zawiadomił obradujących w sali arcykapłanów i nomarchów, że - pałac faraona daje jakieś znaki.
Zdaje się, że jego świątobliwość będzie nas prosił o zgodę - rzekł śmiejąc się jeden z nomarchów.
- Wątpię!... - odparł Mefres.
Herhor wyszedł na pylon: do niego bowiem sygnalizowano z pałacu. Wkrótce wrócił i rzekł do zebranych:
- Nasz młody kapłan sprawił się bardzo dobrze...
W tej chwili jedzie Tutmozis z kilkudziesięcioma ochotnikami, ażeby nas uwięzić albo zabić.
- I ty jeszcze będziesz śmiał bronić Ramzesa?... - krzyknął Mefres.
- Bronić go muszę i będę, gdyż uroczyście zaprzysięgłem to królowej... Gdyby zaś nie czcigodna córka świętego Amenhotepa, nasze położenie nie byłoby takim, jak jest.
- No, ale ja nie przysięgałem!... - odparł Mefres i opuścił salę zebrań.
- Co on chce zrobić? - spytał jeden z nomarchów.
- Zdziecinniały starzec!... - odparł Herhor wzruszając ramionami.
Przed szóstą wieczorem oddział gwardii nie zatrzymywany przez nikogo zbliżył się do świątyni Ptah, a dowódca zapukał w bramę, którą natychmiast otworzono. Był to Tutmozis ze swoimi ochotnikami.
Kiedy naczelny wódz wszedł na dziedziniec świątyni, zdziwił się widząc, że naprzeciw niego wystąpił Herhor w infule Amenhotepa, otoczony tylko kapłanami.
- Czego żądasz, synu mój? - zapytał arcykapłan wodza, nieco zmięszanego tym wypadkiem.
Ale Tutmozis prędko zapanował nad sobą i rzekł:
- Herhorze, arcykapłanie Amona tebańskiego! Na mocy listów, które pisałeś do Sargona, satrapy asyryjskiego, a które to listy mam przy sobie, jesteś oskarżony o zdradę państwa i musisz usprawiedliwić się przed faraonem...
- Jeżeli młody pan - spokojnie odparł Herhor - chce dowiedzieć się o celach polityki wiecznie żyjącego Ramzesa XII, niech zgłosi się do naszej najwyższej rady, a otrzyma objaśnienia.
- Wzywam cię, ażebyś natychmiast szedł za mną, jeżeli nie chcesz, abym cię zmusił - zawołał Tutmozis.
- Synu mój, błagam bogów, aby ochronili cię od gwałtu i kary, na jaką zasługujesz...
- Idziesz? - spytał Tutmozis.
- Czekam tu na Ramzesa - odparł Herhor.
- A więc zostań, tu, oszuście!... - krzyknął Tutmozis.
Wydobył miecz i rzucił się na Herhora. W tej chwili stojący za wodzem Eunana podniósł topór i z całej siły uderzył Tutmozisa między szyję i prawy obojczyk, aż krew trysnęła na wszystkie strony. Ulubieniec faraona padł na ziemię, prawie na pół rozcięty.
Kilku żołnierzy z pochylonymi włóczniami podskoczyli do Eunany, lecz po krótkiej walce z towarzyszami polegli. Spomiędzy ochotników trzy czwarte było na żołdzie kapłańskim.
- Niech żyje świątobliwy Herhor, pan nasz! - zawołał Eunana wywijając zakrwawionym toporem.
- Niech żyje wiecznie! - powtórzyli żołnierze i kapłani i - wszyscy padli twarzą na ziemię. Najdostojniejszy Herhor wzniósł ręce i błogosławił ich.
Opuściwszy dziedziniec świątyni Mefres zstąpił do podziemiów, gdzie zamieszkiwał Lykon. Arcykapłan zaraz na progu wydobył z zanadrza kryształową kulę, na widok której Grek wpadł w gniew.
- Bodaj was ziemia pochłonęła!... Bodaj trupy wasze nie zaznały spokoju!... - złorzeczył Lykon coraz cichszym głosem.
W końcu umilkł i zasnął.
- Weź ten sztylet - mówił Mefres podając Grekowi wąziutką stal. - Weź ten sztylet i idź do pałacowego ogrodu... Tam stań w figowym klombie i czekaj na tego, który zabrał ci i uwiódł Kamę...
Lykon począł zgrzytać zębami w bezsilnej złości.
- A gdy go ujrzysz, obudź się... - zakończył Mefres.
Potem narzucił na Greka oficerski płaszcz z kapturem, do ucha szepnął mu hasło i z podziemiów, przez ukrytą furtkę
następna strona
::-[ poprzedni rozdział :: spis treści :: kolejny rozdział ]-::
|