Faraon (Bolesław Prus) - Tom Drugi Rozdział XLII strona nr 2

Liczniki odwiedzin | Księgi gości | Metal Lyrics | Konwerter | Wolne domeny | Informacje o samochodach | Zakupy w UK | | | ebooki | Czytniki e-booków

Archiwum lektur szkolnych zostało powołane do życia w sierpniu 2005 roku, na łamach serwisu prezentuję książki znanych pisarzy, które są szkolnymi lekturami lub są wartościowe (wg mnie). Wszystkie książki są zamieszczone w serwisie w legalny sposób, pisarze, których książki prezentujemy nie żyją już ponad 70 lat i ich dzieła są obecnie dobrem publicznym, które można rozprowadzać bez uiszczania jakichkolwiek opłat. Zapraszam do korzytania z naszego serwisu :) Jest to prawdopodobnie najlepsza biblioteka on-line.
Zapraszam do wymiany poglądów / zbiorów literackich pod adresem e-mail: ksiazki(at)ksiazki.metallyrics.pl.


UWAGA: SUPER STRESZCZENIA

Szkolne lektury / Faraon - Bolesław Prus / Tom Drugi Rozdział XLII

::-[ poprzedni rozdział :: spis treści :: kolejny rozdział ]-::


poprzednia strona

is.


- Oho! ho!... - roześmiał się następca. - Nigdzie nie szukajcie. Sam się znajdę, gdy zatrąbią pobudkę.


    To powiedziawszy książę narzucił na siebie długi płaszcz z kapturem i wymknął się w ogród.


    Ale i po ogrodzie snuli się żołnierze, kuchciki i inna służba następcy: w całym bowiem obszarze pałacowym zniknął porządek, jak zwykle przed wymarszem na wojnę. Spostrzegłszy to Ramzes skręcił w najgęstszą część parku, znalazł jakąś altankę zarośniętą winem i kontent rzucił się na ławę.


- Tu już nie znajdą mnie - mruknął - ani kapłani, ani baby...


    Wnet zasnął jak kamień.


    Od kilku dni Fenicjanka Kama czuła się niezdrową. Do rozdrażnienia przyłączyły się jakieś szczególne niedomaganie i bóle w stawach. Przy tym swędziła ją twarz, a szczególniej czoło nad brwiami.


    Drobne te przypadłości wydały jej się tak niepokojącymi, że przestała obawiać się, żeby jej nie zabito, a natomiast ciągle siedziała przed lustrem zapowiedziawszy sługom, że mogą robić, co im się podoba, byle ją zostawili w spokoju. W tych czasach nie myślała ani o Ramzesie, ani o nienawistnej Sarze; cała jej bowiem uwaga była zajęta - plamami na czole, których nienawykłe oko nie mogłoby nawet dostrzec.


    "Plama... tak, są plamy... - mówiła do siebie pełna bojaźni. - Dwie... trzy... O Astoreth, przecie w taki sposób nie zechcesz ukarać swej kapłanki!... Lepsza śmierć... Ale co znowu za głupstwo... Gdy czoło pocieram palcami, plamy robią się czerwieńsze... Widocznie coś mnie pokąsało albo namaściłam się nieczystą oliwą... Umyję się, a do jutra plamy zginą..."


    Przyszło jutro, ale plamy nie zginęły.


    Zawołała służącą.


- Słuchaj - rzekła - spojrzyj na mnie...


    Lecz powiedziawszy to usiadła w mniej oświetlonej części pokoju.


- Słuchaj i patrz... - mówiła zduszonym głosem. - Czy... czy na mojej twarzy widzisz jakie plamy?... Tylko... nie zbliżaj się!...


- Nie widzę nic - odparła służąca.


- Ani pod lewym okiem?... ani nad brwiami?... - pytała z wzrastającym rozdrażnieniem Fenicjanka.


- Niech pani raczy łaskawie usiąść boskim obliczem do światła - rzekła służąca.


    Naturalne to żądanie do wściekłości doprowadziło Kamę.


- Precz, nędznico!... - zawołała - i nie pokazuj mi się...


    A gdy służąca uciekła, jej pani rzuciła się gorączkowo do swej tualety i otworzywszy parę słoików za pomocą pędzelka umalowała sobie twarz na różowy kolor.


    Nad wieczorem, czując wciąż ból w stawach i gorszy od bólu niepokój, kazała wezwać do siebie lekarza. Gdy powiedziano jej, że przyszedł, spojrzała w lustro i - napadł ją nowy atak jakby szaleństwa. Rzuciła lustro na podłogę i zawołała z płaczem, że nie chce lekarza.


    W ciągu szóstego Hator cały dzień nie jadła i nie chciała się z nikim widzieć.


    Gdy po zachodzie słońca weszła niewolnica ze światłem, Kama położyła się na łóżku owinąwszy głowę szalem. Kazała czym prędzej wynosić się niewolnicy, potem usiadła na fotelu z daleka od kagańca i przepędziła kilka godzin w półsennym odrętwieniu.


    "Nie ma żadnych plam - myślała - a jeżeli są, to przecież nie te... To nie trąd..."


- Bogowie!... - krzyknęła rzucając się na ziemię - nie może być, ażebym ja... Bogowie, ratujcie!... Wrócę do świątyni... odpokutuję całym życiem...


    I znowu uspokoiła się, i znowu myślała:


    "Nie ma żadnych plam... Od kilku dni trę sobie skórę, więc jest zaczerwieniona... Skądżeby znowu?... Czy kto słyszał, ażeby kapłanka i kobieta następcy tronu mogła zachorować na trąd... O bogowie!... Tego nigdy nie było, jak świat światem... Tylko rybacy, więźniowie i nędzni Żydzi... O, ta podła Żydówka!... na nią spuśćcie trąd, moce niebieskie..."


    W tej chw

następna strona



::-[ poprzedni rozdział :: spis treści :: kolejny rozdział ]-::




Centrum ogrodowe




Archiwum lektur szkolnych istnieje od sierpnia 2005, mapa serwisu Polityka prywatności
Autor skryptów: Przemysław Krajniak, Skrypty PHP