Beniowski (Juliusz S³owacki) - PIE¦Ñ CZWARTA strona nr 1

Liczniki odwiedzin | Ksiêgi go¶ci | Metal Lyrics | Konwerter | Wolne domeny | Informacje o samochodach | Zakupy w UK | | | ebooki | Czytniki e-booków

Archiwum lektur szkolnych zosta³o powo³ane do ¿ycia w sierpniu 2005 roku, na ³amach serwisu prezentujê ksi±¿ki znanych pisarzy, które s± szkolnymi lekturami lub s± warto¶ciowe (wg mnie). Wszystkie ksi±¿ki s± zamieszczone w serwisie w legalny sposób, pisarze, których ksi±¿ki prezentujemy nie ¿yj± ju¿ ponad 70 lat i ich dzie³a s± obecnie dobrem publicznym, które mo¿na rozprowadzaæ bez uiszczania jakichkolwiek op³at. Zapraszam do korzytania z naszego serwisu :) Jest to prawdopodobnie najlepsza biblioteka on-line.
Zapraszam do wymiany pogl±dów / zbiorów literackich pod adresem e-mail: ksiazki(at)ksiazki.metallyrics.pl.


UWAGA: SUPER STRESZCZENIA

Szkolne lektury / Beniowski - Juliusz S³owacki / PIE¦Ñ CZWARTA

::-[ poprzedni rozdzia³ :: spis tre¶ci :: kolejny rozdzia³ ]-::


D±b utrudzone opu¶ci³ konary,
¦wierszcze syka³y, upa³ by³ ognisty.
W dêbie na ziemi siedzia³ Marek stary
I na kolanach rozpisywa³ listy;
A w³o¿y³ na nos krzywy okulary.
A taki by³ list jeden: „Mój strzelisty
Afekt i ³aska Pana Zbawiciela
Z wami...” W nawiasie: „Niech was powystrzela
Moskal i diabe³, ¿e siê tak k³ócicie
I zostawiacie Bar Moskali pastw±;
A choæ szlachetne imiona nosicie,
Jest z was ohyda boska i plugastwo.
Pan Regimentarz za¶ sam mianowicie,
Który obieca³ karmiæ nas jak ptastwo
Indyjskie, imbier przysy³aæ, muszkatel,
Cierpi, ¿e buty dzi¶ je obywatel!
Venit iudicium! Nie ode mnie, s³ugi,
Us³yszy wtenczas s±d – lecz przed Chrystusem
Zap³aci swoje zaci±gniête d³ugi;
To¿ samo pan Ró¿añski, co Fabiusem
Jest w naszej partii, tak¿e i ten drugi,
Niech wie, ¿e s±du dzieñ nadchodzi k³usem
I we¼mie wszystkich was jak tuman ¶mieci.
Piszê to z g³êbi ¿alu do waszeci”.
Takie ksi±dz pisa³ listy pe³ne grozy.
A przy nim moja m³oda pos³annica,
Przelatuj±ca moskiewskie obozy
Jak g³os od harfy albo blask ksiê¿yca,
Lub Afrodyta, której ciche wozy
Przez b³êkit go³±b niós³ i go³êbica,
Ze ¶wieczk± w rêku sta³a zapalon±,
Od blasku z³ot± maj±c twarz i ³ono.
Kto by tam zajrza³, my¶la³by, ¿e który
Z Ojców Ko¶cio³a siedzi z go³± g³ow±
I po natchnienie patrzy w ciemne chmury,
A za¶ anio³ek, r±czk± rubinow±
Dotkn±wszy bia³ej jak kamieñ tonsury,
Wyci±ga z g³owy têczê brylantow±,
Podobn± ró¿y z gwiazd lub pe³nej malwie...
Gdy starzec siedzi na orle lub na lwie.
I w ciemnym dêbie by³o tylko dwoje:
Ksi±dz z piórem w rêku, ze ¶wieczk± dziewczyna;
l tylko ¶wierszcze miêdzy drzewne s³oje
Wrza³y piosenk±. By³a to godzina,
W której tak mi³o pój¶æ nad jasne zdroje,
Gdzie s³oñcu broni przystêpu leszczyna,
I na murawie legn±æ aksamitnej,
W brzêku motyli, przy wodzie b³êkitnej...
Lecz w owe czasy któ¿ jednê godzinê
Marzy³, spokojnie przeduma³ nad wod±?
Któ¿ mia³ czas marzyæ, ¿e tak wszystko minie
Jak kwiat bêd±cy motylom gospod±?
Jak niezabudka dr¿±ca przy leszczynie?
Jak ³za? jak wszystko, co siê zowie mod±?...
Choæ dobra moda by³a w onych czasach
Konfederowaæ siê i kryæ po lasach!
A jednak i to minê³o!... Ojczyzna
Minê³a tak¿e! i ów wierszyk z³oty,
¯e dla niej ka¿da smakuje trucizna,
Ów wiersz, co niegdy¶ zachêca³ do cnoty,
Jest dzisiaj... ka¿dy mi to pewnie przyzna,
Kto w oblê¿eniu jad³ szczury lub koty –
¯e ten wiersz bez psów, bez liszek, bez czajek,
Jest dzi¶ najlepsz± z Krasickiego bajek...
A wiêc niech wszystko mija! – Wstañcie, burze!
I zwiejcie mój ¶lad z tej smêtnej pustyni!
I moje my¶li jak ³ez pe³ne kru¿e
Przechylcie, niech je pró¿nymi uczyni
Czas. – Wszak stawa³em na niejednej górze
Bli¿ej piorunów ni¿ gadu, co ¶lini
Poca³unkami nawet twarz cz³owieka;
Bli¿ej chmur, co grzmi± – ni¿ ludu, co szczeka.
I dzi¶ od ogniów boskich w dó³ zepchniêty
Z piramid czo³a, z wulkanicznych szczytów,
Cierpiê – lecz jeszcze gardzê. I ten ¶ciêty
Rym nieraz k±sa was a¿ do jelitów,
I p³ynie jako szalone okrêty,
Z fal odrzucany do niebios b³êkitów,
Gdzie mu pocz±tek by³ i koniec bêdzie,
Gdy ¶mieræ na ¿aglach okrêtu usiêdzie.
Tymczasem z szumów ¿aglowych i waru
My¶li zhukanych jest harmonia dzika,
Któr± ja lubiê, ¿e tak pe³na gwaru,
¯e czasem jak w±¿ po¶ród ruin syka,
Czasem podobna do anio³ów swaru,
Gdy b³yskawic± letni± siê odmyka
Niebo i znów siê zasun± p³omienie
Na dziwny duchów ¶wiat, sk±d sz³o westchnienie.
A jednak, gdyby twoja, o m³odo¶ci!
¯elazna niegdy¶ wola, dumna, twarda,
Gdybym nad sob± mia³ wiêcej lito¶ci,
Gdyby mi nawet w krew nie przesz³a wzgarda
Tego, co teraz jest i co w przysz³o¶ci
Byæ mo¿e: lutni± szalonego barda
Skruszy³bym wzi±wszy pod zgiête kolano;
I now± harfê wzi±³ niepokalan±.
Lecz pó¼no! pó¼no ju¿! Gdzie s± s³uchacze?
Czy w grobach klaszcz± w rêce zadziw

nastêpna strona



::-[ poprzedni rozdzia³ :: spis tre¶ci :: kolejny rozdzia³ ]-::




Centrum ogrodowe




Archiwum lektur szkolnych istnieje od sierpnia 2005, mapa serwisu Polityka prywatno¶ci
Autor skryptów: Przemys³aw Krajniak, Skrypty PHP