Beniowski (Juliusz S³owacki) - PIE¦Ñ PIERWSZA strona nr 1

Liczniki odwiedzin | Ksiêgi go¶ci | Metal Lyrics | Konwerter | Wolne domeny | Informacje o samochodach | Zakupy w UK | | | ebooki | Czytniki e-booków

Archiwum lektur szkolnych zosta³o powo³ane do ¿ycia w sierpniu 2005 roku, na ³amach serwisu prezentujê ksi±¿ki znanych pisarzy, które s± szkolnymi lekturami lub s± warto¶ciowe (wg mnie). Wszystkie ksi±¿ki s± zamieszczone w serwisie w legalny sposób, pisarze, których ksi±¿ki prezentujemy nie ¿yj± ju¿ ponad 70 lat i ich dzie³a s± obecnie dobrem publicznym, które mo¿na rozprowadzaæ bez uiszczania jakichkolwiek op³at. Zapraszam do korzytania z naszego serwisu :) Jest to prawdopodobnie najlepsza biblioteka on-line.
Zapraszam do wymiany pogl±dów / zbiorów literackich pod adresem e-mail: ksiazki(at)ksiazki.metallyrics.pl.


UWAGA: SUPER STRESZCZENIA

Szkolne lektury / Beniowski - Juliusz S³owacki / PIE¦Ñ PIERWSZA

::-[ poprzedni rozdzia³ :: spis tre¶ci :: kolejny rozdzia³ ]-::


Za panowania króla Stanis³awa
Mieszka³ ubogi szlachcic na Podolu;
Wysoko potem go wynios³a s³awa;
Szczê¶cia mia³ ma³o w ¿yciu, wiêcej bolu;
Albowiem by³a to epoka krwawa
I kraj by³ ca³y na rumaku, w polu;
£any, ogrody le¿a³y od³ogiem,
Zaraza sta³a u domu za progiem.
Maurycy Ka¼mierz Zbigniew mia³ z ochrzczenia
Imiona; rodne nazwisko Beniowski.
Tajemnicz± mia³ gwiazdê przeznaczenia,
Co go broni³a jako czêstochowski
Szkaplerz – od d¿umy, g³odu, od p³omienia
I od wszystkich plag – prócz ¶mierci i troski;
Bo w ¿yciu swoim namartwi³ siê bardzo,
A umar³, choæ by³ z tych, co ¶mierci± gardz±.
M³odo¶æ mia³ bardzo piêkn±, niespokojn±.
Ach! tak± tylko m³odo¶æ nazwaæ piêkn±,
Która zaburzy pier¶ jeszcze niezbrojn±,
Od której nerwy w cz³owieku nie zmiêkn±,
Ale siê stan± niby harf± strojn±
I bite pie¶ni± zapa³u, nie pêkn±.
Przez ca³± m³odo¶æ pan Beniowski bujnie
Za trzech ludzi czu³ – a wiêc ¿y³ potrójnie.
Wioseczkê ma³± mia³ – ale dziedziczn±,
Dwadzie¶cia mia³ lat – by³ u siebie panem.
Sprasza³ do domu szlachtê okoliczn±,
Fortunka jego ci±gle ciek³a dzbanem.
Mia³ nadto proces i sprawê graniczn±;
A prêdzej sprawê wygra³by z szatanem
Ni¿ z ow± psiarni± wtenczas palestrantów:
S³owem, ¿e przysz³o do d³ugów i fantów.
Pozby³ siê naprzód klinów i futorów,
Potem i konie wyprzeda³ z uprz꿱 –
Nie znano wtedy jeszcze w Polsce szorów,
O które ¿ony dzi¶ mê¿ów ciemi꿱 –
Pozby³ siê potem swoich bia³ozorów,
Regentowi da³ charty, w rêkê ksi꿱
Ostatnie grosze dwa za ojca duszê
I na ornaty dwa ojca kontusze.
Z tych maj±tkowych ostatnich konwulsji
Nie zyska³, jedno wyrok przeciw sobie;
Wyrok, w którym rzecz by³a o ekspulsji.
Ma³o o to dba³ (trac±c na chudobie,
Dzisiaj s± ludzie m³odzi stokroæ czulsi),
Lecz pan Beniowski rzek³: „Ja sam zarobiê
Na drug± wioskê et si non mi noces
Fortuna – z wiosk± nabêdê i proces.
I znowu mój syn bêdzie mia³ przyjemno¶æ
Z palestr± jadaæ i byæ Akteonem,
I na przyjació³ wzdychaæ niewzajemno¶æ,
I staæ, tak jak ja, pod ciemnym jesionem,
Który mój ojciec sadzi³... O nikczemno¶æ!...”
Tu pan Kazimierz jêkn±³ harfy tonem
I na szumi±cy jesion ³zawo spojrza³.
W tej chwili zyska³ trochê – trochê dojrza³.
Trochê skorzysta³ w sobie jako prawnik,
Trochê skorzysta³ jak cz³owiek odarty,
Na którego sam pan sêdzia, zastawnik
I regent – niby trzy g³odne lamparty
Lub jako mu³y puszczone na trawnik,
Lub jak na duszê rozsierdzone czarty
Wpadli, ogry¼li i na pocieszenie
Rzecz zostawili s³odk± – do¶wiadczenie.
O do¶wiadczenie! ty jeste¶ pancerzem
Dla piersi, w której serce nie uderza;
Jeste¶ latarni± nad morskim wybrze¿em,
Do której cz³owiek w dzieñ pochmurny zmierza;
O do¶wiadczenie! jeste¶ ciep³ym pierzem
Dla samolubów; ty¶ gwiazd± rycerza,
Bawe³n± w uszach od ludzkiego jêku;
Dla mnie, ¶ród ciemnej nocy – ¶wiec± w rêku.
Lecz pan Beniowski liczy³ lat dwadzie¶cia,
O do¶wiadczenie jak o grosz z³amany
Nie dba³ – wo³a³by mieæ wioskê i te¶cia,
To jest ¶lubem byæ dozgonnym zwi±zany
Z pann± Aniel±. – Tej sztuka niewie¶cia
Sprawi³a, ¿e by³ srodze zakochany;
Na gitarze gra³ i rym ¶piewa³ w³oski,
I wszystko dobrze sz³o – dopóki wioski
Nie straci³... wtenczas po w³osku: addio!
Po polsku: pisuj do mnie na Berdyczów.
Okropne s³owa! je¶li nie zabij±,
To serce sch³oszcz± tysi±cami biczów.
Panna Aniela, dziewczê z bia³± szyj±,
By³a z rodziny dostatniej A...wiczów...
Kocha³a wiernie – wierno¶æ by³a w modzie –
Lecz ojciec – ten sta³ jak mur na przeszkodzie.
Mimo to jednak Aniela, jak ró¿e,
Co nad wysoki mur li¶ciem wybiegn±
Patrzeæ na s³oñce – oczy mia³a du¿e,
Czarne – jak ró¿e, co siê nad mur przegn±
I mimo czujne ogrodowe stró¿e
Zerwaniu ch³opi±t i dziewcz±t ulegn±,
A potem gorzki los tych niewini±tek
Wiêdn±æ na w³osach i sercach dziewcz±tek;
Aniela – mimo ojcowskie czuwanie –
W

nastêpna strona



::-[ poprzedni rozdzia³ :: spis tre¶ci :: kolejny rozdzia³ ]-::




Centrum ogrodowe




Archiwum lektur szkolnych istnieje od sierpnia 2005, mapa serwisu Polityka prywatno¶ci
Autor skryptów: Przemys³aw Krajniak, Skrypty PHP