Pan Wołodyjowski (Henryk Sienkiewicz) - Rozdział XVIII strona nr 1

Liczniki odwiedzin | Księgi gości | Metal Lyrics | Konwerter | Wolne domeny | Informacje o samochodach | Zakupy w UK | | | ebooki | Czytniki e-booków

Archiwum lektur szkolnych zostało powołane do życia w sierpniu 2005 roku, na łamach serwisu prezentuję książki znanych pisarzy, które są szkolnymi lekturami lub są wartościowe (wg mnie). Wszystkie książki są zamieszczone w serwisie w legalny sposób, pisarze, których książki prezentujemy nie żyją już ponad 70 lat i ich dzieła są obecnie dobrem publicznym, które można rozprowadzać bez uiszczania jakichkolwiek opłat. Zapraszam do korzytania z naszego serwisu :) Jest to prawdopodobnie najlepsza biblioteka on-line.
Zapraszam do wymiany poglądów / zbiorów literackich pod adresem e-mail: ksiazki(at)ksiazki.metallyrics.pl.


UWAGA: SUPER STRESZCZENIA

Szkolne lektury / Pan Wołodyjowski - Henryk Sienkiewicz / Rozdział XVIII

::-[ poprzedni rozdział :: spis treści :: kolejny rozdział ]-::


Odgadli po owym wykrzyku Zagłoba z panią Makowiecką tajemnicę serca małego rycerza i gdy on, zerwawszy się nagle, opuścił izbę, spoglądali czas jakiś na się w osłupieniu i niepokoju, aż na koniec pani Makowiecka rzekła :


- Dla Boga! idź waćpan za nim, perswaduj, pociesz, a nie, to ja pójdę.


- Nie czyń tego waćpani - odrzekł Zagłoba. - Nie żadnego z nas, ale Krzysi tam by potrzeba, co gdy nie może być, lepiej go w samotności ostawić, bo pociecha nie w porę do większej jeszcze desperacji doprowadza.


- To już widzę jako na dłoni, że on do Krzysi chciał. Patrzże waćpan Wiedziałam, że lubił ją bardzo i kompanii jej rad szukał, ale żeby się tak w niej zapamiętał, to mi nie przyszło do głowy.


- Musiał tu z gotowym przedsięwzięciem przyjechać, w którym szczęśliwość swoją upatrywał, a tymczasem jakoby piorun w to strzelił.


- To czemuż o tym nikomu nie wspomniał, ni mnie, ni waćpanu, ani Krzysi samej? Byłaby może dziewczyna nie uczyniła ślubu...


- Dziwna to jest rzecz - odrzekł Zagłoba - ze mną on przecie konfident i ufa mojej głowie więcej jak swojej, a nie tylko mi nic o owym afekcie nie wyznał, ale rzekł mi nawet kiedyś, że to jest amicycja, nic więcej.


- Zawsze on był skryty!


- To waćpani, chociażeś siostra, chyba go nie znasz. Serce u niego, jak oczy u karasia, na samym wierzchu. Nie spotkałem człeka szczerszego. Ale przyznaję, że teraz postąpił inaczej. Jeno czy waćpani jesteś pewna, że on i z Krzysią nic nie mówił?


- Mocny Boże! Krzysia panią swej woli, bo mój mąż, jako opiekun, tak jej powiedział: "Byle człek był godny i krwi zacnej, możesz i na substancję nie zważać." Gdyby Michał był z nią przed wyjazdem mówił, to by mu odpowiedziała: tak! albo: nie! - i wiedziałby, czego się spodziewać.


- Prawda, że to niespodzianie w niego uderzyło. Waćpani dajesz swoje białogłowskie racje wcale do rzeczy.


- Co tam racje! Tu radzić trzeba!


- Niech bierze Basię!


- Kiedy tamtą widać woli... Ha! żeby mi to choć do głowy przyszło!


- Szkoda, że waćpani nie przyszło.


- Jakże mnie miało przyjść, gdy i takiemu Salomonowi jak waćpan nie przyszło?


- A skąd waćpani wiesz?


- Boś Ketlinga raił.


- Ja? Bóg mi świadek, nikogom nie raił. Mówiłem, że się ma ku niej, bo była prawda; mówiłem, że Ketling godny kawaler, bo była i jest prawda; ale swaty białogłowom zostawuję. Moja pani! toż na mojej głowie pół Rzeczypospolitej spoczywa! Zali ja mam nawet czas myśleć o czym innym jak de publicis. Łyżki strawy nie mam oto często czasu do gęby wziąć...


- Radź waćpan teraz, na miłosierdzie boże! Wszak naokoło słyszę, że nie masz głowy nad waćpanową.


- Bez przestanku o tej mojej głowie gadają. Mogliby dać spokój. Co do rady, są dwie: albo niech Michał Basię bierze, albo niech Krzysia intencję odmieni. Intencja to nie ślub!


      Tu nadszedł pan Makowiecki, któremu żona powiedziała zaraz wszystko.


      Stropił się bardzo szlachcic, bo pana Michała nadzwyczaj lubił i cenił, ale na razie nic wymyślić nie mógł.


- Jeśli Krzysia się zatnie - mówił trąc czoło - to jak tu nawet taką rzecz perswadować?..


- Krzysia się zatnie! - odrzekła pani stolnikowa. - Krzysia zawsze była taka !


      Na to stolnik:


- Co Michałowi było w głowie, że się przed wyjazdem nie upewnił? Toż mogło się jeszcze gorzej zdarzyć: mógł kto inny przez ten czas serce dziewki pozyskać...


- To by do klasztoru wtenczas nie szła - odrzekła pani stolnikowa.- Przecie wolna jest.


- Prawda ! - odrzekł stolnik.


      Ale Zagłobie poczęło już w głowie świtać. Gdyby sekret Krzysi i Wołodyjowskiego był mu znany, wszystko byłoby mu od razu jasne, ale bez tej znajomości istotnie trudno było cośkolwiek zrozumieć. Jednakże bystry dowcip pana Zagłoby począł przebijać mgłę i odgadywać istotne powody i intencji Krzysi, i rozpaczy Wołodyjo

następna strona



::-[ poprzedni rozdział :: spis treści :: kolejny rozdział ]-::




Centrum ogrodowe




Archiwum lektur szkolnych istnieje od sierpnia 2005, mapa serwisu Polityka prywatności
Autor skryptów: Przemysław Krajniak, Skrypty PHP