Pan Wołodyjowski (Henryk Sienkiewicz) - Rozdział XII strona nr 1

Liczniki odwiedzin | Księgi gości | Metal Lyrics | Konwerter | Wolne domeny | Informacje o samochodach | Zakupy w UK | | | ebooki | Czytniki e-booków

Archiwum lektur szkolnych zostało powołane do życia w sierpniu 2005 roku, na łamach serwisu prezentuję książki znanych pisarzy, które są szkolnymi lekturami lub są wartościowe (wg mnie). Wszystkie książki są zamieszczone w serwisie w legalny sposób, pisarze, których książki prezentujemy nie żyją już ponad 70 lat i ich dzieła są obecnie dobrem publicznym, które można rozprowadzać bez uiszczania jakichkolwiek opłat. Zapraszam do korzytania z naszego serwisu :) Jest to prawdopodobnie najlepsza biblioteka on-line.
Zapraszam do wymiany poglądów / zbiorów literackich pod adresem e-mail: ksiazki(at)ksiazki.metallyrics.pl.


UWAGA: SUPER STRESZCZENIA

Szkolne lektury / Pan Wołodyjowski - Henryk Sienkiewicz / Rozdział XII

::-[ poprzedni rozdział :: spis treści :: kolejny rozdział ]-::


W kilka dni później pan Zagłoba pisał do Skrzetuskiego list z następującym zakończeniem:


      "A jeśli przed elekcją do domu nie ściągnę, to się nie dziwujcie. Nie stanie się to z małej dla was życzliwości, ale że diabeł nie śpi, ja zasię nie chcę, aby mi zamiast ptaka coś nierzetelnego w garści zostało. Źle wypadnie, jeśli Michałowi, gdy wróci, nie będę mógł od razu powiedzieć: <<Tamta zaswatana, a hajduczek vacat!>> Wszystko w mocy bożej, ale tak myślę, że wonczas nie trzeba będzie Michała popychać ni długich praeparationes czynić i że już na gotową deklarację przyjedziecie. Tymczasem na Ulissesa wspomniawszy, fortelów zażyć wypadnie i nieraz koloryzować, co mi i niełatwo, bom przez całe życie prawdę nad wszelkie specjały przekładał i rad się nią pasłem. Wszelako dla Michała i dla hajduczka i to na sobie przeniosę, bo oboje czyste złoto. Przy czym obejmuję was oboje i wraz z basałykami do serca przyciskam, Bogu najwyższemu was polecając."


      Skończywszy pisanie zasypał pan Zagłoba list piaskiem, następnie uderzył weń dłonią, odczytał raz jeszcze, z dala od oczu trzymając, po czym złożył, zdjął sygnet z palca, poślinił i do pieczętowania się zabierał, przy której czynności zastał go Ketling.


- Dzień dobry waszmości!


- Dzień dobry, dzień dobry! - odrzekł pan Zagłoba. - Pogoda, dzięki Bogu, przednia, a właśnie posłańca wysłać do Skrzetuskich zamierzam.


- Pokłoń się waszmość ode mnie.


- Jużem to uczynił. Zaraz sobie powiedziałem: trzeba się i od Ketlinga pokłonić. Oboje się tam ucieszą, wieści dobre otrzymawszy. Oczywiście, żem się im od ciebie pokłonił, ile że o tobie i o pannach całą epistołę napisałem.


- Jakże to? - spytał Ketling.


      Zagłoba położył dłonie na kolanach i począł palcami przebierać, sam zaś pochylił głowę i patrząc spod brwi na Ketlinga rzekł:


- Mój Ketling ! jużci na to nie potrzeba być prorokiem, żeby przewidzieć, że gdzie jest krzemień a krzesiwo, tam się prędzej, później iskry posypią. Tyś gładysz nad gładysze, a dziewkom chyba i sam nie przyganisz.


      Ketling zmieszał się mocno.


- Bielmo na oczach nosić bym musiał albo zgoła być barbarzyńcą dzikim - odrzekł - gdybym piękności ich nie dojrzał i nie uwielbił!


- A widzisz! - rzekł na to Zagłoba patrząc z uśmiechem na zapłonione Ketlingowe oblicze. - Tylko jeśliś nie barbarus, tedy nie godzi ci się w obiedwie mierzyć, bo tak tylko Turcy czynią.


- Jak waćpan możesz suponować?


- Ja też nie suponuję, jeno tak sobie powiadam... Ha! zdrajco! takżeś to im o amorach kwilił, że Krzysia trzeci dzień blada na gębie chodzi jakoby po lekarstwie. Ha! nie dziwota! Sam młodym będąc z lutnią na mrozie pod oknem pewnej czarnuszki stawałem (do Drohojowskiej była podobna) i pamiętam, jakom śpiewał:


     


      Tam waćpanna śpisz po trudzie,


      A ja tu brząkam na dudzie.


      Hoc! Hoc!


     


      Chcesz, to ci tej pieśni pożyczę albo zgoła nową skomponuję, gdyż jeniuszu mi nie brak. Uważałeśli, że Drohojowska cośkolwiek dawną Billewiczównę przypomina, tylko że tamta ma włosy jak konopie i nie ma onego puchu nad gębą; ale są, którzy w tym większą urodę widzą i za rarytas to poczytują. Bardzo ona wdzięcznie na ciebie patrzy. Napisałem to właśnie do Skrzetuskich. Czy nieprawda, że ona do Billewiczówny podobna?


- W pierwszym momencie owego podobieństwa nie dostrzegłem, ale być może. Wzrostem ją i postawą przypomina.


- A teraz słuchaj, coć powiem : arcana familijne po prostu wyjawię, ale żeś i ty przyjaciel, więc powinieneś wiedzieć: pilnuj się oto, abyś Wołodyjowskiego niewdzięcznością nie nakarmił, bo my oboje z panią Makowiecką jedną z tych dziewek dla niego przeznaczamy.


      Tu pan Zagłoba począł patrzeć bystrze i

następna strona



::-[ poprzedni rozdział :: spis treści :: kolejny rozdział ]-::




Centrum ogrodowe




Archiwum lektur szkolnych istnieje od sierpnia 2005, mapa serwisu Polityka prywatności
Autor skryptów: Przemysław Krajniak, Skrypty PHP