Ogniem i mieczem (Henryk Sienkiewicz) - Tom Drugi Rozdział VII strona nr 1

Liczniki odwiedzin | Księgi gości | Metal Lyrics | Konwerter | Wolne domeny | Informacje o samochodach | Zakupy w UK | | | ebooki | Czytniki e-booków

Archiwum lektur szkolnych zostało powołane do życia w sierpniu 2005 roku, na łamach serwisu prezentuję książki znanych pisarzy, które są szkolnymi lekturami lub są wartościowe (wg mnie). Wszystkie książki są zamieszczone w serwisie w legalny sposób, pisarze, których książki prezentujemy nie żyją już ponad 70 lat i ich dzieła są obecnie dobrem publicznym, które można rozprowadzać bez uiszczania jakichkolwiek opłat. Zapraszam do korzytania z naszego serwisu :) Jest to prawdopodobnie najlepsza biblioteka on-line.
Zapraszam do wymiany poglądów / zbiorów literackich pod adresem e-mail: ksiazki(at)ksiazki.metallyrics.pl.


UWAGA: SUPER STRESZCZENIA

Szkolne lektury / Ogniem i mieczem - Henryk Sienkiewicz / Tom Drugi Rozdział VII

::-[ poprzedni rozdział :: spis treści :: kolejny rozdział ]-::


Zagłoba leżał związany w kij do własnej szabli w tej samej izbie, w której odbywało się wesele, a straszliwy watażka siedział opodal na zydlu i pasł oczy przerażeniem jeńca.


- Dobry wieczór waści! - rzekł dojrzawszy otwarte powieki swej ofiary. Pan Zagłoba nie odrzekł nic, ale w jednym mgnieniu oka oprzytomniał tak, jakby kropli wina do ust nie brał, jeno mrówki doszedłszy mu do pięt wróciły się do góry, aż do głowy, a szpik w kościach stał się zimny jak lód. Mówią, że człowiek tonący w ostatnim momencie widzi jasno całą swoją przeszłość, że przypomina wszystko - i zdaje sobie sprawę z tego, co się z nim dzieje; taką jasność widzenia i pamięci posiadał w tej chwili pan Zagłoba, a ostatnim słowem tej jasności był cichy, nie wypowiedziany ustami okrzyk:


      "Ten mi dopiero da łupnia!"


      A watażka powtórzył spokojnym głosem:


- Dobry wieczór waszmości.


      "Brr! - pomyślał Zagłoba - wolałbym, by wpadł w furię."


- Nie poznajesz mnie, panie szlachcic?


- Czołem! czołem! jak zdrowie?


- Nieźle. A waścinym to już ja się zajmę.


- Nie prosiłem Boga o takiego doktora i wątpię, abym mógł strawić twoje lekarstwa, ale dziej się wola boża.


- No, ty mnie kurował, teraz się tobie wywdzięczę. My stare druhy. Pamiętasz, jak ty mnie głowę obwiązywał w Rozłogach - co?


      Oczy Bohuna poczęły świecić jak dwa karbunkuły, a linia wąsów przedłużała się w straszliwym uśmiechu.


- Pamiętam - rzekł Zagłoba - że mogłem cię nożem pchnąć - i nie pchnąłem.


-.A ja to ciebie pchnął? albo cię myślę pchnąć? Nie! ty dla mnie lubczyk-kochańczyk; ja ciebie będę strzegł jak oka w głowie.


- Zawsze mówiłem, że zacny z ciebie kawaler - rzekł Zagłoba udając, że bierze za dobrą monetę słowa Bohuna, a jednocześnie przez głowę przeleciała mu myśl: "Już widać on mi specjał jakowyś obmyśli; nie umrę po prostu!"


- Ty dobrze mówił - ciągnął Bohun - ty także zacny kawaler; tak my się szukali i znaleźli.


- Co prawda, tom cię nie szukał, ale dziękuję za dobre słowo.


- Podziękujesz ty mi jeszcze lepiej niezadługo i ja tobie podziękuję za to, że ty mnie mołodycię z Rozłogów do Baru przywiódł. Tam ja ją znalazł, a teraz ot! na wesele by ciebie prosił, ale to nie dziś i nie jutro - teraz wojna, a ty stary człowiek, może nie dożyjesz.


      Zagłoba mimo straszliwego położenia, w jakim się znajdował, nadstawił uszu.


- Na wesele? - mruknął.


- A co ty myślał? - mówił Bohun - czy to ja chłop, żeby ją bez popa niewolił, albo mnie nie stać na to, żeby ja w Kijowie ślub brał? Nie dla chłopa ty ją do Baru przywiódł, ale dla atamana i hetmana...


      "Dobrze!" - pomyślał Zagłoba.


      Po czym zwrócił głowę ku Bohunowi.


- Każ mnie rozwiązać... - rzekł.


- Poleż, poleż, ty w drogę pojedziesz, a ty stary, tobie odpocząć przed drogą.


- Gdzie mnie chcesz wieźć?


- Ty mój przyjaciel, tak ja cię do drugiego mojego przyjaciela zawiodę, do Krzywonosa. Już my oba pomyślimy, żeby tobie tam było dobrze.


- Będzie mi ciepło! - mruknął szlachcic i znowu mrówki poczęły mu chodzić po grzbiecie.


      Na koniec począł mówić:


- Wiem, że ty do mnie rankor masz, ale niesłusznie, niesłusznie - Bóg widzi. My żyli razem i w Czehrynie niejeden gąsior wypili, bo miałem dla cię afekt ojcowski za twoją fantazję rycerską, jakiej lepszej nie znalazłeś na całej Ukrainie. Ot co! Czym ja tobie w drogę wchodził? Żebym ja był z tobą do Rozłogów wtedy nie jeździł, to byśmy do tej pory w dobrej przyjaźni żyli - a po cóżem jechał, jeśli nie z życzliwości ku tobie? I żebyś się nie był wściekł, żebyś nie był mordował onych nieszczęsnych ludzi - Bóg na mnie patrzy - nie byłbym ci wchodził w drogę. Co mnie się do cudzych spraw mieszać! Wolałbym, żeby dziewczyna była twoja niż czyja

następna strona



::-[ poprzedni rozdział :: spis treści :: kolejny rozdział ]-::




Centrum ogrodowe




Archiwum lektur szkolnych istnieje od sierpnia 2005, mapa serwisu Polityka prywatności
Autor skryptów: Przemysław Krajniak, Skrypty PHP