Ogniem i mieczem (Henryk Sienkiewicz) - Tom Pierwszy Rozdział XX strona nr 1
Liczniki odwiedzin | Księgi gości | Metal Lyrics | Konwerter | Wolne domeny | Informacje o samochodach | Zakupy w UK | | | ebooki | Czytniki e-booków
Archiwum lektur szkolnych zostało powołane do życia w sierpniu 2005 roku, na łamach serwisu prezentuję książki znanych pisarzy, które są szkolnymi lekturami lub są wartościowe (wg mnie). Wszystkie książki są zamieszczone w serwisie w legalny sposób, pisarze, których książki prezentujemy nie żyją już ponad 70 lat i ich dzieła są obecnie dobrem publicznym, które można rozprowadzać bez uiszczania jakichkolwiek opłat. Zapraszam do korzytania z naszego serwisu :) Jest to prawdopodobnie najlepsza biblioteka on-line. Zapraszam do wymiany poglądów / zbiorów literackich pod adresem e-mail: ksiazki(at)ksiazki.metallyrics.pl.
Szkolne lektury / Ogniem i mieczem - Henryk Sienkiewicz / Tom Pierwszy Rozdział XX
::-[ poprzedni rozdział :: spis treści :: kolejny rozdział ]-::
Obudziło ją szczekanie psów. Otworzywszy oczy ujrzała w dali przed sobą dąb wielki, cienisty, zagrodę i żuraw studzienny. Wnet zbudziła towarzysza.
- Mości panie, zbudź się waszmość!
Zagłoba otworzył oczy.
- A to co? A my gdzie przyjechali?
- Nie wiem.
- Czekajże wasanna. To jest zimownik kozacki.
- Tak i mnie się widzi.
- Pewnie tu czabanowie mieszkają. Niezbyt miła kompania. Czego te psy ujadają, żeby ich wilcy ujedli! Widać konie i ludzi pod zagrodą. Nie ma rady, trzeba zajechać, żeby nie ścigali, jak ominiem. Musiałaś i waćpanna się zdrzemnąć.
- Tak jest.
- Raz, dwa, trzy, cztery konie osiodłane-czterech ludzi pod zagrodą. No, niewielka potęga. Tak jest, to czabanowie. Coś żywo rozprawiają. Hej tam, ludzie! a bywaj no tu!
Czterech Kozaków zbliżyło się natychmiast. Byli to istotnie czabanowie od koni, czyli koniuchowie, którzy latem stad wśród stepów pilnowali. Pan Zagłoba zauważył natychmiast, że jeden z nich miał tylko szablę i piszczel, trzej inni zbrojni byli w szczęki końskie poprzywiązywane do kijów, ale wiedział i to także, że tacy koniuchowie bywają to ludzie dzicy i często dla podróżnych niebezpieczni.
Jakoż wszyscy czterej zbliżywszy się poglądali spode łba na przybyłych. W brązowych twarzach ich nie było najmniejszego śladu życzliwości.
- Czego chcecie? - pytali nie zdejmując czapek.
- Sława Bohu - rzekł pan Zagłoba.
- Na wiki wikiw. Czego chcecie?
- A daleko do Syrowatej?
- Nie znajem nikakij Syrowatej.
- A ówże zimownik jak się zwie?
- Huśla.
- Dajcie no koniom wody.
- Nie ma wody, wyschła. A wy skąd jedziecie?
- Z Kriwoj Rudy.
- A dokąd?
- Do Czehryna.
Czabanowie spojrzeli po sobie.
Jeden z nich, czarny jak żuk i kosooki, począł wpatrywać się w pana Zagłobę, wreszcie rzekł:
- A czego wy z gościńca zjechali?
- Bo upał.
Kosooki położył rękę na lejcach pana Zagłoby.
- Zleź no, panku, z konia. Do Czehryna nie masz po co jechać.
- I czemuż to? - spytał spokojnie pan Zagłoba.
- A widzisz ty tego mołojca? - rzekł kosooki ukazując jednego z czabanów.
- Widzę.
- On z Czehryna prijichaw. Tam Lachiw riżut.
- A wiesz ty, chłopie, kto do Czehryna za nami jedzie?
- Kto takij?
- Kniaź Jarema!
Zuchwałe twarze czabanów spokorniały w jednej chwili. Wszyscy jakby na komendę poodkrywali głowy.
- A wiecie wy, chamy - mówił dalej pan Zagłoba - co Lachy robią z takimi, co riżut? Oni takich wiszajut! A wiecie, ile kniaź Jarema wojska prowadzi? a wiecie, że on nie dalej, jak pół mili stąd? A co, psie dusze? Dudy w miech? Jak to wy nas tu przyjęli? Studnia wam wyschła? wody dla koni nie macie? A, basałyki! a, kobyle dzieci! pokażę ja wam!
- Ne serdyteś, pane! Studnia wyschła. My sami do Kahamliku jeździm poić i wodę dla siebie nosimy.
- A, skurczybyki!
- Prostyte, pane. Studnia wyschła. Każecie, to skoczym po wodę.
- Obejdzie się bez was, sam pojadę z pachołkiem. Gdzie tu Kahamlik? - spytał groźnie.
- Ot, dwie staje stąd! - rzekł kosooki pokazując na pas zarośli.
- A do gościńca czy tędy muszę wracać, czy brzegiem dojedzie?
- Dojedzie, pane. Milę stąd rzeka do gościńca skręca.
- Pachołek, ruszaj przodem! - rzekł pan Zagłoba zwracając się do Heleny.
Mniemany pachołek skręcił konia na miejscu i poskoczył.
- Słuchać! - rzekł Zagłoba zwracając się do chłopów. - Jeśli tu podjazd przyjdzie, powiedzieć, żem brzegiem do gościńca pojechał.
- Dobrze, pane.
W kwadrans później Zagłoba jechał znów obok Heleny.
- W porę im księcia wojewodę wymyśliłem - rzekł przym
następna strona
::-[ poprzedni rozdział :: spis treści :: kolejny rozdział ]-::
|