Potop (Henryk Sienkiewicz) - Tom Trzeci Rozdział XVII strona nr 1
Liczniki odwiedzin | Księgi gości | Metal Lyrics | Konwerter | Wolne domeny | Informacje o samochodach | Zakupy w UK | | | ebooki | Czytniki e-booków
Archiwum lektur szkolnych zostało powołane do życia w sierpniu 2005 roku, na łamach serwisu prezentuję książki znanych pisarzy, które są szkolnymi lekturami lub są wartościowe (wg mnie). Wszystkie książki są zamieszczone w serwisie w legalny sposób, pisarze, których książki prezentujemy nie żyją już ponad 70 lat i ich dzieła są obecnie dobrem publicznym, które można rozprowadzać bez uiszczania jakichkolwiek opłat. Zapraszam do korzytania z naszego serwisu :) Jest to prawdopodobnie najlepsza biblioteka on-line. Zapraszam do wymiany poglądów / zbiorów literackich pod adresem e-mail: ksiazki(at)ksiazki.metallyrics.pl.
Szkolne lektury / Potop - Henryk Sienkiewicz / Tom Trzeci Rozdział XVII
::-[ poprzedni rozdział :: spis treści :: kolejny rozdział ]-::
Po rozmowie z Sakowiczem książę Bogusław udał się nazajutrz po południu wprost do miecznika rosieńskiego.
- Panie mieczniku dobrodzieju ! - rzekł na wstępie - zawiniłem ciężko ostatnim razem, bom się uniósł we własnym domu. Mea culpa... i tym większa, żem ten afront uczynił człowiekowi z rodu od wieków zaprzyjaźnionego z Radziwiłłami. Ale przychodzę błagać o przebaczenie. Niech szczere przyznanie waszmości panu za satysfakcję, mnie za pokutę wystarczy. Waszmość znasz od dawna Radziwiłłów, wiesz, żeśmy do przeprosin nieskorzy; wszelako, żem to wiekowi i powadze uchybił, pierwszy nie bacząc, ktom jest, przychodzę z powinną głową. A już też, stary przyjacielu naszego domu, dłoni mi, wierzę, nie umkniesz!
To rzekłszy wyciągnął rękę, a miecznik, w którego duszy pierwszy impet już przeszedł, nie śmiał mu swej odmówić, choć podał ją ociągając się, i rzekł:
- Wasza książęca mość, wróć nam wolność, a to będzie najlepsza kontentacja.
- Jesteście wolni i możecie jechać, choćby dziś.
- Dziękuję waszej książęcej mości - odrzekł zdziwiony miecznik.
- Jedną tylko stawię kondycję, której, daj Bóg, żebyś nie odrzucił.
- Jakąż to? - spytał z obawą miecznik.
- Ażebyś chciał wysłuchać cierpliwie tego, coć powiem.
- Jeżeli tak, tedy będę słuchał, chociażby do wieczora.
- Nie dawaj mi zaraz responsu, jeno się namyśl godzinę albo i dwie.
- Bóg widzi, że byłem wolność odzyskał, pragnę zgody.
- Wolność waćpan dobrodziej odzyszczesz, nie wiem tylko, czy korzystać z niej zechcesz i czy ci pilno będzie opuścić moje progi. Rad bym, żebyś mój dom i całe Taurogi za swoje uważał, ale teraz słuchaj. Czy wiesz waszmość, mój drobrodzieju, dlaczegom się sprzeciwiał wyjazdowi panny Billewiczówny? Oto dlatego, żem odgadł, iż uciec po prostu chcecie, a ja takem się w synowicy waszmościnej rozkochał, iż byle ją widzieć, Hellespont bym co dzień przepływać gotów jako ów Leander dla Hery...
Miecznik poczerwieniał na nowo w jednej chwili.
-- Mnie to wasza książęca mość śmiesz mówić?...
- Właśnie waszmości, mój szczególniejszy dobrodzieju.
- Mości książę! Szukaj fortuny u dworek, a szlacheckiej dziewki nie tykaj, boć zasię! Możesz ją więzić, możesz do sklepu zamknąć, ale ci jej pohańbić nie wolno !
- Pohańbić nie wolno - odrzekł książę - ale wolno pokłonić się staremu Billewiczowi i rzec mu: Słuchajcie, ojcze! dajcie mi swoją synowicę za żonę, bo mi żyć bez niej nijak.
Miecznik tak zdumiał, że słowa przemówić nie mógł, przez czas jakiś tylko wąsami ruszał, a oczy wyszły mu na wierzch; potem jął je sobie pięściami przecierać i spoglądać to na księcia, to wokoło po komnacie, wreszcie rzekł:
-- We śnieli czy na jawie?
- Nie śpisz, dobrodzieju, nie śpisz, a żebyś się jeszcze lepiej przekonał, toć powtórzę cum omnibus titulis: Ja, Bogusław książę Radziwiłł, koniuszy Wielkiego Księstwa Litewskiego, proszę ciebie, Tomasza Billewicza, miecznika rosieńskiego, o rękę synowicy twej, panny łowczanki Aleksandry.
- Jakże to? Dla Boga ! czyś wasza książęca mość rozważył?
- Ja rozważyłem, teraz ty rozważ, dobrodzieju, czyli kawaler godzien
panny...
- Bo ze zdziwienia dech mi zaparło...
- Poznaj, czylim miał jakowe niecnotliwe intencje...
- I wasza książęca mość nie zważałbyś na stan nasz chudopacholski?
- Tacyż to Billewicze tani, także to klejnot wasz szlachecki i starożytność rodu cenisz? Zali to Billewicz mówi?
- Mości książę, wiem, że początków rodu naszego w Rzymie starożytnym szukać należy, ale...
- Ale - przerwał książę - hetmanów ni kanclerzy nie macie. Nic to! elektorami wszakże jesteście, jako mój wuj brandenburski. Skoro w naszej Rzeczypospolitej szlachcic królem obran być może, to nie masz za wysokich progów na jego nogi. Ja, mój mieczniku, a da Bóg, mój stryjaszku
następna strona
::-[ poprzedni rozdział :: spis treści :: kolejny rozdział ]-::
|