Potop (Henryk Sienkiewicz) - Tom Trzeci Rozdział XI strona nr 1

Liczniki odwiedzin | Księgi gości | Metal Lyrics | Konwerter | Wolne domeny | Informacje o samochodach | Zakupy w UK | | | ebooki | Czytniki e-booków

Archiwum lektur szkolnych zostało powołane do życia w sierpniu 2005 roku, na łamach serwisu prezentuję książki znanych pisarzy, które są szkolnymi lekturami lub są wartościowe (wg mnie). Wszystkie książki są zamieszczone w serwisie w legalny sposób, pisarze, których książki prezentujemy nie żyją już ponad 70 lat i ich dzieła są obecnie dobrem publicznym, które można rozprowadzać bez uiszczania jakichkolwiek opłat. Zapraszam do korzytania z naszego serwisu :) Jest to prawdopodobnie najlepsza biblioteka on-line.
Zapraszam do wymiany poglądów / zbiorów literackich pod adresem e-mail: ksiazki(at)ksiazki.metallyrics.pl.


UWAGA: SUPER STRESZCZENIA

Szkolne lektury / Potop - Henryk Sienkiewicz / Tom Trzeci Rozdział XI

::-[ poprzedni rozdział :: spis treści :: kolejny rozdział ]-::


Pan Zagłoba stanąwszy przed hetmanem nie odpowiedział na radosne jego powitanie, owszem ręce w tył założył, wargę wysunął naprzód i począł nań spoglądać jak sędzia sprawiedliwy, ale surowy. Ten zaś jeszcze się bardziej ucieszył widząc ową minę, bo już się jakowejś krotofili spodziewał, i zaraz jął mówić:


- Jak się masz, stary francie? Cóż to tak nosem kręcisz, jakbyś jakowy niecnotliwy zapach wietrzył?


- W całym Sapieżyńskim wojsku bigos czuć!


- Czemu to bigos? - powiadaj!...


- Bo Szwedzi kapuścianych głów naszatkowali!


- Masz gol Już nam przymówiłl Szkoda, że i waści nie usiekli!


- Bom pod takim wodzem służył, pod którym myśmy siekli, nie nas sieczono.


- Daj cię katu ! Żeby ci choć język obcięli !


- Nie miałbym czym Sapieżyńskiej wiktorii głosić!


      Na to posmutniał hetman i odrzekł:


- Panie bracie, zaniechaj mniel Jest więcej takich, którzy już na moje służby ojczyżnie niepamiętni, zgoła mnie spostponowali, i wiem to, że jeszcze wiele się przeciw mej osobie uczyni hałasu, a przecie, żeby nie owa chasa pospolitacka, inaczej by rzeczy pójść mogły. Powiadają, żem dla podkurków nieprzyjaciela zaniedbał, ale przecie temu nieprzyjacielowi cała Rzeczpospolita oprzeć się nie mogła!


      Wzruszył się nieco pan Zagłoba słowy hetmana i odrzekł:


- Taki to już u nas obyczaj, aby winę zawsze na wodza składać. Nie ja będę brał podkurki za złe, bo im dzień dłuższy, tym podkurek potrzebniejszy. Pan Czarniecki wielki wojennik, tę wszelako, wedle mojej głowy, ma przywarę, że wojsku na śniadanie, na obiad i na wieczerzę samą tylko szwedzinę daje. Lepszy on wódz niż kuchta, ale źle czyni, bo od takiej strawy wprędce wojna najlepszym kawalerom może zbrzydnąć.


- Bardzo że pan Czarniecki przeciw mnie choleryzował?


- I!... nie bardzo! Z początku wielką pokazał alterację, ale gdy się dowiedział, że wojska nie rozbite, zaraz powiada: "Wola boska, nie ludzka moc! Nic to! (powiada) każdemu zdarzy się przegrać; gdybyśmy samych (powiada) Sapiehów w ojczyźnie mieli, byłby to kraj Arystydesów."


- Dla pana Czarnieckiego krwi bym nie skąpił! - odpowiedział hetman.


- Każdy inny poniżałby mnie, aby siebie i własną sławę wywyższyć, zwłaszcza po świeżej wiktorii, ale on nie z takich.


- Nic i ja przeciw niemu nie powiem, jeno to, żem za stary na taką służbę, jakiej on od żołnierza wygląda, a zwłaszcza na owe kąpiele, jakie wojsku wyprawuje.


- Toś waść rad, żeś do mnie wrócił?


- I rad, i nierad, bo o podkurku słucham od godziny, ale go jakoś nie widzę.


- Zaraz siądziemy do stołu. A co pan Czarniecki teraz przedsiębierze?


- Idzie do Wielkopolski, aby tamtym niebożętom dopomóc, stamtąd zaś przeciw Szteinbokowi ciągnie i do Prus, spodziewając się dostać od Gdańska armat i piechoty.


- Zacni obywatele gdańszczanie. Całej Rzeczypospolitej przykładem świecą. To się z panem Czarnieckim pod Warszawą spotkamy, bo ja tam pociągnę, jeno się przedtem koło Lublina nieco zabawię.


- To Lublin znów Szwedzi obsadzili?


- Nieszczęsne miasto! Nie wiem już, ile razy było w nieprzyjacielskim ręku. Jest tu deputacja od szlachty lubelskiej i zaraz przyjdzie z prośbą, bym ich ratował. Ale że mam listy do króla i hetmanów ekspediować, przeto muszą jeszcze poczekać.


- Do Lublina i ja chętnie pójdę, bo tam białogłowy nad miarę gładkiej rzęsiste. Kiedy to która chleb krając bochenek o się oprze, to nawet na nieczułym bochenku skóra od kontentacji czerwienieje.


- O Turku !


- Wasza dostojność, jako człek wiekowy, nie możesz tego wyrozumieć, ale ja co maja krew jeszcze muszę puszczać.


- Toć żeś starszy ode mnie!


- Jeno eksperiencją, nie wiekiem, że zaś umiałem conservare iuventutem meam, tego mi już niejeden zazdrościł. Pozwól mnie, wasza dostojność, przyjąć deputację lubelską, a ja jej przyrzeknę, że zaraz idziemy w pomoc, niech się ni

następna strona



::-[ poprzedni rozdział :: spis treści :: kolejny rozdział ]-::




Centrum ogrodowe




Archiwum lektur szkolnych istnieje od sierpnia 2005, mapa serwisu Polityka prywatności
Autor skryptów: Przemysław Krajniak, Skrypty PHP