Potop (Henryk Sienkiewicz) - Tom Drugi Rozdział XL strona nr 1

Liczniki odwiedzin | Księgi gości | Metal Lyrics | Konwerter | Wolne domeny | Informacje o samochodach | Zakupy w UK | | | ebooki | Czytniki e-booków

Archiwum lektur szkolnych zostało powołane do życia w sierpniu 2005 roku, na łamach serwisu prezentuję książki znanych pisarzy, które są szkolnymi lekturami lub są wartościowe (wg mnie). Wszystkie książki są zamieszczone w serwisie w legalny sposób, pisarze, których książki prezentujemy nie żyją już ponad 70 lat i ich dzieła są obecnie dobrem publicznym, które można rozprowadzać bez uiszczania jakichkolwiek opłat. Zapraszam do korzytania z naszego serwisu :) Jest to prawdopodobnie najlepsza biblioteka on-line.
Zapraszam do wymiany poglądów / zbiorów literackich pod adresem e-mail: ksiazki(at)ksiazki.metallyrics.pl.


UWAGA: SUPER STRESZCZENIA

Szkolne lektury / Potop - Henryk Sienkiewicz / Tom Drugi Rozdział XL

::-[ poprzedni rozdział :: spis treści :: kolejny rozdział ]-::


Łatwo sobie wyobrazić zdziwienie pana Sapiehy, gdy Kmicic nie tylko wrócił sam bezpiecznie, lecz przywiódł ze sobą kilkadziesiąt koni i starego sługę. Kmicic po dwakroć musiał opowiadać hetmanowi i panu Oskierce, jak i co się stało, oni zaś słuchali z ciekawością, bijąc często w dłonie i za głowę się biorąc.


- Uważ z tego - rzekł hetman - że kto w zemście przesadzi, temu się ona częstokroć jako ptak z palców wychynie. Książę Bogusław Polaków jako świadków twej hańby i męki mieć chciał, aby cię gorzej sponiewierać, i przesadził. Ale się z tego nie chełp, bo to zrządzenie boskie dało ci wiktorię, chociaż, swoją drogą, to jedno ci powiem: on diabeł, aleś i ty diabeł! Źle książę uczynił, że cię spostponował.


- Ja go nie spostponuję i w zemście, da Bóg, nie przesadzę!


- Niechaj jej całkiem, jako Chrystus niechał, chociaż Bogiem będąc mógł jednym słowem Żydowinów pogrążyć.


      Kmicic nie odrzekł nic, bo też i nie było czasu na rozprawy; nie było nawet i na wypoczynek. Rycerz był znużon śmiertelnie, a jednak tej nocy jeszcze postanowił jechać do swoich Tatarów, którzy za Janowem stali w lasach i na gościńcach z tyłu wojsk Bogusławowych. Ale ówcześni ludzie dobrze sypiali na kulbakach. Kazał więc tylko pan Andrzej konia świeżego siodłać obiecując sobie, że się przez drogę smaczno wydrzemie.


      Na samym wsiadanym przyszedł do niego Soroka i wyprostował się po służbie.


- Wasza miłość! - rzekł.


- A co powiesz, stary?


- Przyszedłem spytać, kiedy mi jechać?


- Dokąd?


- Do Taurogów.


      Kmicic rozśmiał się.


- Nie pojedziesz wcale do Taurogów, pojedziesz ze mną.


- Wedle rozkazu! - odpowiedział wachmistrz starając się nie pokazać po sobie ukontentowania.


      Jakoż pojechali razem. Droga była długa, bo należało okładać lasami, aby nie wpaść na Bogusława, za to Kmicic i Soroka wyspali się setnie i bez żadnej przygody przybyli do Tatarów.


      Akbah-Ułan stawił się zaraz przed Babiniczem i zdał mu relację ze swych czynności. Pan Andrzej kontent z nich był: wszystkie mosty zostały popalone, groble poniszczone; nie dość na tym: wody z wiosną rozlały zmieniwszy pola, łąki i niższe drogi w grząskie błoto.


      Bogusław nie miał innego wyboru, jak bić się, zwyciężyć lub zginąć. O odwrocie niepodobna mu było myśleć.


- Dobrze - rzekł Kmicic - zacną ma rajtarię, ale ciężką. Nie będzie z niej na dzisiejsze błota użytku.


      Po czym zwrócił się do Akbah-Ułana.


- Schudłeś! - rzekł uderzając go w brzuch pięścią - ale po bitwie dukatami książęcymi sobie kałdun napełnisz.


- Bóg stworzył nieprzyjaciół, aby mężowie wojenni łup z kogo brać mieli - odrzekł poważnie Tatar.


- A jazda Bogusławowa stoi przeciw wam?


- Jest ich kilkaset koni dobrych, a wczoraj nadesłano im regiment piechoty i okopali się.


- Zaśby ich nie można w pole wywabić?


- Nie wychodzą.


- A obejść i zostawić, aby się do Janowa dostać?


- Na drodze leżą.


- Trzeba będzie coś obmyślić!


      To rzekłszy Kmicic począł się ręką gładzić po czuprynie.


- Próbowaliście podchodzić? Jak daleko wypadają za wami?


- Na staje, dwa... dalej nie chcą.


- Trzeba będzie coś obmyślić! - powtórzył Kmicic.


      Lecz tej nocy nic już nie obmyślił. Za to nazajutrz podjechał z Tatary pod obóz, leżący między Suchowolem a Janowem, i rozpoznał, że Akbah-Ułan przesadzał mówiąc, że piechota okopała się z tej strony, były tam bowiem tylko szańczyki, nic więcej. Można się było z nich długo bronić, zwłaszcza przeciw Tatarom, którzy nieskoro szli wprost na ogień do ataku, ale nie można było myśleć o wytrzymaniu jakiegokolwiek oblężenia.


      "Gdybym miał piechotę - pomyślał Kmicic - poszedłbym na dym..."




następna strona



::-[ poprzedni rozdział :: spis treści :: kolejny rozdział ]-::




Centrum ogrodowe




Archiwum lektur szkolnych istnieje od sierpnia 2005, mapa serwisu Polityka prywatności
Autor skryptów: Przemysław Krajniak, Skrypty PHP