Potop (Henryk Sienkiewicz) - Tom Pierwszy Rozdział XXVI strona nr 1

Liczniki odwiedzin | Księgi gości | Metal Lyrics | Konwerter | Wolne domeny | Informacje o samochodach | Zakupy w UK | | | ebooki | Czytniki e-booków

Archiwum lektur szkolnych zostało powołane do życia w sierpniu 2005 roku, na łamach serwisu prezentuję książki znanych pisarzy, które są szkolnymi lekturami lub są wartościowe (wg mnie). Wszystkie książki są zamieszczone w serwisie w legalny sposób, pisarze, których książki prezentujemy nie żyją już ponad 70 lat i ich dzieła są obecnie dobrem publicznym, które można rozprowadzać bez uiszczania jakichkolwiek opłat. Zapraszam do korzytania z naszego serwisu :) Jest to prawdopodobnie najlepsza biblioteka on-line.
Zapraszam do wymiany poglądów / zbiorów literackich pod adresem e-mail: ksiazki(at)ksiazki.metallyrics.pl.


UWAGA: SUPER STRESZCZENIA

Szkolne lektury / Potop - Henryk Sienkiewicz / Tom Pierwszy Rozdział XXVI

::-[ poprzedni rozdział :: spis treści :: kolejny rozdział ]-::


Biegli długo borem, pędząc tak, że sosny przydrożne zdawały się uciekać w tył w popłochu; mijali karczmy, chaty pobereżników, smolarnie, a czasem wozy ciągnące pojedynczo lub po kilka ku Pilwiszkom. Od chwili do chwili książę Bogusław przechylał się w kulbace, jakby chcąc próbować oporu, ale wówczas ramiona jego wykręcały się jeno boleśniej w żelaznych rękach Kmicicowych żołnierzy, a pan Andrzej przykładał mu znów lufę między łopatki i biegli dalej. Kapelusz księciu spadł-wiatr rozwiewał bujne, jasne sploty jego peruki - i biegli dalej, aż biała piana poczęła spadać płatami z koni.


      Na koniec trzeba było zwolnić, bo ludziom i koniom tchu zbrakło, a Pilwiszki pozostały tak daleko, że wszelka możliwość pogoni znikła. Jechali tedy czas jakiś stępą i w milczeniu, przesłonięci tumanem pary, która buchała z rumaków.


      Książę przez długi czas nie odzywał się wcale, widocznie starał się uspokoić i odzyskać zimną krew, aż gdy tego dokazał, wówczas spytał:


- Dokąd mnie prowadzicie?


- Dowiesz się wasza książęca mość na końcu drogi - rzekł Kmicic.


      Bogusław zamilkł, a po chwili znowu :


- Każ mnie puścić tym chamom, kawalerze, bo mi ramiona wykręcą. Jeśli to im każesz uczynić, będą po prostu wisieć, inaczej, na pal pójdą.


- To szlachta, nie chamy! -- odrzekł Kmicic - a co do kary, jaką im wasza książęca mość grozisz, to nie wiadomo, kogo pierwej śmierć dosięgnie.


- Wiecie wy, na kogoście ręce podnieśli? - spytał książę zwracając się do żołnierzy.


- Wiemy - odpowiedzieli.


- Do miliona diabłów rogatych! - zawołał z wybuchem Bogusław każesz tym ludziom pofolgować mi czy nie?


- Każę waszej książęcej mości związać w tył ręce, tak będzie wygodniej.


- Nie może być!... Do reszty mi ręce wykręcicie!


- Innego kazałbym uwolnić na parol, że nie ucieknie, ale wy umiecie słowo łamać! - odrzekł Kmicic.


- Jać inny parol daję - odrzekł książę - że nie tylko przy pierwszej sposobności umknę z twoich rąk; ale że cię każę końmi rozerwać, gdy w moje wpadniesz!


- Co ma Bóg dać, to da! - odrzekł Kmicic - ale wolę szczerą groźbę niż fałszywe obietnice. Puścić mu ręce, konia jeno za cugle powodować, a wasza książęca mość patrz tu! Oto mi jeno za cyngiel ruszyć, by ci kulę w krzyże wpędzić, a dalibóg, nie chybię, bo nigdy nié chybiam. Siedźże spokojnie na koniu, umykać nie probuj!


- Nie dbam, panie kawalerze, o ciebie i twoją krócicę...


      To rzekłszy książę wyciągnął zbolałe ręce, aby je wyprostować i z odrętwienia otrząsnąć, żołnierze tymczasem chwycili z dwóch stron konia za cugle i wiedli dalej.


      Bogusław po chwili rzekł:


- Nie śmiesz mi w oczy spojrzeć, panie Kmicic, z tyłu się kryjesz.


- Owszem! - odparł pan Andrzej i popędziwszy konia, odsunął Zawratyńskiego, a sam chwyciwszy za lejc książęcego rumaka spojrzał Bogusławowi prosto w twarz.


- A jak tam moja szkapa? Zalim jej dołgał choć jedną cnotę?


- Dobry koń! - odrzekł książę. - Chcesz, to go kupię.


- Bóg zapłać! Wart ten koń lepszego losu niż zdrajcę do śmierci nosić.


- Głupiś, panie Kmicic!


- Bom w Radziwiłłów wierzył!


      Znów nastała chwila milczenia, którą przerwał pierwszy książę:


- Powiedz mi, panié Kmicic - rzekł- czyś ty pewien, żeś przy zdrowych zmysłach i że ci się rozum nie pomieszał? Czyś zapytał samego siebie, coś ty, szalony człecze, uczynił, kogoś ty porwał, na kogoś rękę podniósł? Czy-ci nie przyszło do głowy, że lepiej by dla ciebie teraz było, żeby cię matka nie rodziła? I że na tak żuchwały postępek nie odważyłby się nikt nie tylko w Polsce, ale i w Europie całej?


- To widać niewielka fantazja w tej Europie, bo ja waszą książęcą mość porwałem, trzymam i nie puszczę.


- Nie może być inaczej, tylko z szalonym sprawa! - zawołał jakby do siebie książę.
następna strona



::-[ poprzedni rozdział :: spis treści :: kolejny rozdział ]-::




Centrum ogrodowe




Archiwum lektur szkolnych istnieje od sierpnia 2005, mapa serwisu Polityka prywatności
Autor skryptów: Przemysław Krajniak, Skrypty PHP