Lalka (Bolesław Prus) - Tom Drugi "Widziadło" strona nr 1

Liczniki odwiedzin | Księgi gości | Metal Lyrics | Konwerter | Wolne domeny | Informacje o samochodach | Zakupy w UK | | | ebooki | Czytniki e-booków

Archiwum lektur szkolnych zostało powołane do życia w sierpniu 2005 roku, na łamach serwisu prezentuję książki znanych pisarzy, które są szkolnymi lekturami lub są wartościowe (wg mnie). Wszystkie książki są zamieszczone w serwisie w legalny sposób, pisarze, których książki prezentujemy nie żyją już ponad 70 lat i ich dzieła są obecnie dobrem publicznym, które można rozprowadzać bez uiszczania jakichkolwiek opłat. Zapraszam do korzytania z naszego serwisu :) Jest to prawdopodobnie najlepsza biblioteka on-line.
Zapraszam do wymiany poglądów / zbiorów literackich pod adresem e-mail: ksiazki(at)ksiazki.metallyrics.pl.


UWAGA: SUPER STRESZCZENIA

Szkolne lektury / Lalka - Bolesław Prus / Tom Drugi "Widziadło"

::-[ poprzedni rozdział :: spis treści :: kolejny rozdział ]-::


Pewnego dnia, jak zwykle, załatwiał się z interesantami w salonie przyjęć. Już odprawił jegomościa, który ofiarował się staczać za niego pojedynki, drugiego, który jako brzuchomówca chciał odegrać rolę w dyplomacji, i trzeciego, który obiecywał mu wskazać skarby zakopane przez sztab Napoleona I nad Berezyną, kiedy lokaj w błękitnym fraku zameldował:


- Profesor Geist.


- Geist?... - powtórzył Wokulski i doznał szczególnego uczucia. Przyszło mu na myśl, że żelazo za zbliżeniem się magnesu musi doznawać podobnych wrażeń.


- Prosić...


Po chwili wszedł człowiek bardzo mały i szczupły, z twarzą żółtą jak wosk. Na głowie nie miał ani jednego siwego włosa.


"Ile on może mieć lat?..." - pomyślał Wokulski.


Gość tymczasem bystro mu się przypatrywał, i tak siedzieli minutę, może dwie, taksując się nawzajem. Wokulski chciał ocenić wiek przybysza, Geist zdawał się badać go.


- Co pan rozkaże? - odezwał się wreszcie Wokulski.


Gość poruszył się na krześle.


- Co ja tam mogę rozkazać! - odparł wzruszając ramionami. -Przyszedłem żebrać, nie rozkazywać...


- Czym mogę służyć? - spytał Wokulski, twarz bowiem gościa wydała mu się dziwnie sympatyczną.


Geist przeciągnął ręką po głowie.


- Przyszedłem tu z czym innym - rzekł - a mówić będę o czym innym. Chciałem panu sprzedać nowy materiał wybuchowy...


- Ja go nie kupię - przerwał Wokulski.


- Nie?... - spytał Geist. - A jednak - dodał - mówiono mi że panowie staracie się o coś podobnego dla marynarki. Zresztą mniejsza... Dla pana mam coś innego...


- Dla mnie? - spytał Wokulski, zdziwiony nie tyle słowami; ile spojrzeniem Geista.


- Onegdaj puszczałeś się pan balonem captif - mówił gość.


- Tak.


- Jesteś pan człowiek majętny i znasz się na naukach przyrodniczych.


- Tak - odparł Wokulski.


- I była chwila, że chciałeś pan wyskoczyć z galerii?... - pytał Geist.


Wokulski cofnął się z krzesłem.


- Niech pana to nie dziwi - mówił gość. - Widziałem w życiu około tysiąca przyrodników, a w moim laboratorium miałem czterech samobójców, więc znam się na tych klasach ludzi... a często spoglądałeś pan na barometr, ażebym nie miał odkryć przyrodnika, no, a człowieka myślącego o samobójstwie poznają nawet pensjonarki.


- Czym mogę służyć? - spytał jeszcze raz Wokulski ocierając pot z twarzy.


- Powiem niedużo - rzekł Geist. - Pan wie, co to jest chemia organiczna?...


- Jest to chemia związków węgla...


- A co pan sądzisz o chemii związków wodoru?...


- Że jej nie ma.


- Owszem, jest - odparł Geist. - Tylko zamiast eterów, tłuszczów, ciał aromatycznych daje nowe aliaże... Nowe aliaże, panie Siuzę, z bardzo ciekawymi własnościami...


- Cóż mnie to obchodzi - rzekł głucho Wokulski - jestem kupcem.


- Nie jesteś pan kupcem, tylko desperatem - odparł Geist. - Kupcy nie myślą o skakaniu z balonu... Ledwiem to zobaczył, zaraz pomyślałem: "To mój człowiek!..." Ale znikłeś mi pan z oczu po wyjściu z ganku... Dziś traf zbliżył nas powtórnie... Panie Siuzę, my musimy pogadać o związkach wodoru, jeżeli jesteś pan bogaty...


- Przede wszystkim nie jestem Siuzę...


- To mi wszystko jedno, gdyż potrzebuję tylko majętnego desperata - rzekł Geist.


Wokulski patrzył na Geista nieledwie z trwogą; w głowie zapalały mu się pytania: kuglarz czy tajny agent - wariat, a może naprawdę, jaki duch?... Kto wie, czy szatan jest legendą i czy w pewnych chwilach nie ukazuje się ludziom?... Faktem jest jednak, że ten starzec, o niezdecydowanym wieku, wytropił najtajemniejszą myśl Wokulskiego, który w tych czasach marzył o samobójstwie, ale jeszcze tak nieśmiało, że sam przed sobą nie miał odwagi sformułować tego projektu.


Gość nie spuszczał z niego oka i uśmiechał się z łagodną ironią; gdy zaś Wokulski otworzył usta, ażeby zapytać go o coś, przerwał mu:


- Ni

następna strona



::-[ poprzedni rozdział :: spis treści :: kolejny rozdział ]-::




Centrum ogrodowe




Archiwum lektur szkolnych istnieje od sierpnia 2005, mapa serwisu Polityka prywatności
Autor skryptów: Przemysław Krajniak, Skrypty PHP