Faraon (Bolesław Prus) - Tom Pierwszy Rozdział XXV strona nr 1

Liczniki odwiedzin | Księgi gości | Metal Lyrics | Konwerter | Wolne domeny | Informacje o samochodach | Zakupy w UK | | | ebooki | Czytniki e-booków

Archiwum lektur szkolnych zostało powołane do życia w sierpniu 2005 roku, na łamach serwisu prezentuję książki znanych pisarzy, które są szkolnymi lekturami lub są wartościowe (wg mnie). Wszystkie książki są zamieszczone w serwisie w legalny sposób, pisarze, których książki prezentujemy nie żyją już ponad 70 lat i ich dzieła są obecnie dobrem publicznym, które można rozprowadzać bez uiszczania jakichkolwiek opłat. Zapraszam do korzytania z naszego serwisu :) Jest to prawdopodobnie najlepsza biblioteka on-line.
Zapraszam do wymiany poglądów / zbiorów literackich pod adresem e-mail: ksiazki(at)ksiazki.metallyrics.pl.


UWAGA: SUPER STRESZCZENIA

Szkolne lektury / Faraon - Bolesław Prus / Tom Pierwszy Rozdział XXV

::-[ poprzedni rozdział :: spis treści :: kolejny rozdział ]-::


Tego samego dnia w Memfisie Fenicjanin Dagon, dostojny bankier następcy tronu, leżał na kanapie pod werendą swego pałacu. Otaczały go wonne krzaki iglaste, hodowane w wazonach. Dwaj czarni niewolnicy chłodzili bogacza wachlarzami, a on bawiąc się młodą małpką słuchał rachunków, które czytał mu jego pisarz.


    W tej chwili niewolnik, uzbrojony w miecz, hełm, włócznię i tarczę (bankier lubił wojskowe ubiory), zameldował dostojnego Rabsuna, który był kupcem fenickim osiadłym w Memfis.


    Gość wszedł, nisko kłaniając się, i w ten sposób opuścił powieki, że dostojny Dagon rozkazał pisarzowi i niewolnikom, ażeby wynieśli się spod werendy. Następnie, jako człowiek przezorny, obejrzał wszystkie kąty i rzekł do gościa:


- Możemy gadać.


    Rabsun zaczął bez wstępu:


- Czy dostojność wasza wie, że przyjechał z Tyru książę Hiram?...


    Dagon podskoczył na kanapie.


- Niech na niego i jego księstwo trąd padnie!.. -wrzasnął.


- On mi właśnie wspomniał - ciągnął spokojnie gość - że między wami jest nieporozumienie...


- Co to jest nieporozumienie? - krzyczał Dagon. - Ten rozbójnik okradł mnie, zniszczył, zrujnował... Kiedy ja posłałem moje statki, za innymi tyryjskimi, na zachód, po srebro, sternicy łotra Hirama rzucali na nie ogień, chcieli je zepchnąć na mieliznę... No, i moje okręty wróciły z niczym, opalone i potrzaskane... Żeby jego spalił ogień niebieski!... - zakończył rozwścieczony bankier.


- A jeżeli Hiram ma dla waszej dostojności dobry interes? - spytał gość flegmatycznie.


    Burza szalejąca w piersiach Dagona od razu ucichła.


- Jaki on może mieć dla mnie interes? - rzekł zupełnie spokojnym głosem.


- On to sam powie waszej dostojności, ale przecież pierwej musi zobaczyć się z wami.


- No, to niech on tu przyjdzie.


- On myśli, że wasza dostojność powinna przyjść do niego. Przecie on jest członkiem najwyższej rady w Tyrze.


- Żeby on tak zdechł, jak ja do niego pójdę!... - krzyknął znowu rozgniewany bankier.


    Gość przysunął krzesło do kanapy i poklepał bogacza w udo.


- Dagonie - rzekł - miej ty rozum.


- Dlaczego ja nie mam rozumu i dlaczego ty, Rabsun, nie mówisz do mnie - dostojność?...


- Dagon, nie bądź ty głupi... - reflektował gość. - Jeżeli ty nie pójdziesz do niego ani on do ciebie, to jakże wy zrobicie interes?


- Ty jesteś głupi, Rabsun! - znowu wybuchnął bankier. - Bo gdybym ja poszedł do Hirama, to niech mi ręka uschnie, że straciłbym na tej grzeczności połowę zarobku.


    Gość pomyślał i odparł:


- Teraz rzekłeś mądre słowo. Więc ja tobie coś powiem. Przyjdź do mnie i Hiram przyjdzie do mnie, i wy obaj u mnie obgadacie ten interes.


    Dagon przechylił głowę i przymrużywszy oko filuternie zapytał:


- Ej, Rabsun!... Powiedz od razu: ile on tobie dał?


- Za co?...


- Za to, ja przyjdę do ciebie i z tym parchem będę robił interes...


- To jest interes dla całej Fenicji, więc ja na nim zarobku nie potrzebuję - odparł oburzony Rabsun.


- Żeby się tobie tak dłużnicy wypłacali, jak to prawda!


- Żeby mi się nie wypłacili, jeżeli ja co na tym zarobię! Niech tylko Fenicja nie straci! - zakrzyczał z gniewem Rabsun.


    Pożegnali się.


    Nad wieczorem dostojny Dagon wsiadł w lektykę niesioną przez sześciu niewolników. Poprzedzali go dwaj laufrowie z kijami i dwaj z pochodniami, zaś za lektyką szło czterech służących uzbrojonych od stóp do głów. Nie dla bezpieczeństwa, lecz że Dagon od pewnego czasu lubił otaczać się zbrojnymi jak rycerz.


    Wysiadł z lektyki z wielką powagą i podtrzymywany przez dwu ludzi (trzeci niósł nad nim parasol) wszedł do domu Rabsuna.


- Gdzież jest ten... Hiram? - zapytał dumnie gospodarza.


- Nie ma go.


- Jak to?... Więc j

następna strona



::-[ poprzedni rozdział :: spis treści :: kolejny rozdział ]-::




Centrum ogrodowe




Archiwum lektur szkolnych istnieje od sierpnia 2005, mapa serwisu Polityka prywatności
Autor skryptów: Przemysław Krajniak, Skrypty PHP