Chłopi (Władysław Stanisław Reymont) - Jesień Rozdział VIII strona nr 1
Liczniki odwiedzin | Księgi gości | Metal Lyrics | Konwerter | Wolne domeny | Informacje o samochodach | Zakupy w UK | | | ebooki | Czytniki e-booków
Archiwum lektur szkolnych zostało powołane do życia w sierpniu 2005 roku, na łamach serwisu prezentuję książki znanych pisarzy, które są szkolnymi lekturami lub są wartościowe (wg mnie). Wszystkie książki są zamieszczone w serwisie w legalny sposób, pisarze, których książki prezentujemy nie żyją już ponad 70 lat i ich dzieła są obecnie dobrem publicznym, które można rozprowadzać bez uiszczania jakichkolwiek opłat. Zapraszam do korzytania z naszego serwisu :) Jest to prawdopodobnie najlepsza biblioteka on-line. Zapraszam do wymiany poglądów / zbiorów literackich pod adresem e-mail: ksiazki(at)ksiazki.metallyrics.pl.
Szkolne lektury / Chłopi - Władysław Stanisław Reymont / Jesień Rozdział VIII
::-[ poprzedni rozdział :: spis treści :: kolejny rozdział ]-::
Nazajutrz gruchnęła po Lipcaeh wieść o Boryrnowwych z Jagną zmówinach.
Wójt był dziewosłębem - więc wójtowa, że mąż srogo przykazywał pary z gęby nie puszczać przódzi, nimn powróci, dopiero na odwieczerzu pobiegła do sąsiadki, rzekomo soli pożyczyć, i już na odchodnym nie wytrzymała, ino wzięła kumę na bok i szepnęła:
- Wiecie to, Boryna posłał z wódką do Jagny! Ino nie mówcie, bo mój tak przykazywał.
- Nie może być! Gdziebym ta z ozorem po wsi latała! Pleciuch to jestem czy co?... Taki dziad i za trzecią kobietę się bierze! Co to dzieci na to powiedzą! O świecie, świecie! - jęknęła ze zgrozą.
A skoro wójtowa wyszła, przyodziała się w zapaskę i chyłkiem przez sad wpadła do Kłębów, co w podle siedzieli, pożyczyć szczotki paczesnej, że jej była się gdziesik zapodziała.
- Słyszeliście? Boryna żeni się z Jagną Dominikówną! Dopiero co szły do niej z wódką.
- Nie ! - cudeńka prawicie ! Jakże by to, dzieci dorosłe i sam już w latach!
- Juści że niemłody, ale mu nie odmówią... nie, gospodarz taki, bogacz!
- Albo i ta Jagna! Widzieliśeie, moi ludzie! To się lachała z tym i owym... a teraz gospodynią pierwszą będzie! Jest to na świecie sprawiedliwość? Co?... A tyla dzieuch siedzi... choćby i te siostrzyne...
- A moje po bracie! A Koprzywianki! A Nastusia! A drugie! To nie gospodarskie? Nie śwarne? Nie poczciwe? Co?...
- Będzie się ona dopiero nadymała! I tak kiej ten paw chodzi a głowy zadziera.
- Bez obrazy boskiej się też obyć nie obędzie - kowal ni drugie dzieci nie darują swojego macosze, nie!
- Hale, poredzą to co? Gront starego, to i wola jego.
- Juści, że po prawie jego, ale po sprawiedliwości i dzieciński też.
- Moiściewy, sprawiedliwość ma zawżdy ten, kogo stać na nią...
Nawyrzekały, nażaliły się na świat i jego sprawy i rozeszły się, a z nimi rozlała się ta wieść po wsi całej.
Że roboty było niewiela i niepilne, a ludzie siedzieli po chałupach, bo drogi były do cna rozmiękły, to pogwarzano o tych zmówinach po chałupach wszystkich. Wieś całą ogarnęła ciekawość, na czym się to skończy; spodziewali się z góry, że nastąpią bitki a procesowanie, a historie różne. Jakże, znali Borynową gwałtowność, że jak się zaweźmie, to i dobrodziejowi nie ustąpi, a i Antkową hardość też znali.
Nawet ludzie spędzeni do szarwarku, na rozerwaną groblę za młynem, poprzystawali i jęli o tym zdarzeniu poredzać.
Przerzekł coś niecoś jeden, przerzekł i drugi, aż w końcu stary Kłąb, że to mądry chłop był i poważany, powiedział surowo:
- Z tego padnie złe na wieś całą, baczcie ino.
- Antek nie ustąpi, jakże? Nowa gęba do miski- rzekł któryś.
- Głupiś, u Boryny starczyłoby i la pięciu - o działy pójdzie.
- Bez zapisu się tam nie obejdzie.
- Dominikowa nie głupia, już ona wszystkich wyrychtuje.
- Matką jest, to jej psie prawo o dziecko stoić - rzucił Kłąb.
- W kościele przesiaduje, a chytra na grosz kiej ten Żyd.
- Nie powiedaj leda co na ludzi, żeby ci ozór nie odjęło.
I tak całe popołudnie zajmowała się wieś zmówinami, co i nie dziw, bo Borynowie byli rodowi, starzy gospodarze, a Maciej, chociaż urzędu nijakiego nie sprawował, a gromadzie przewodził. Jakże, na odwiecznych kmiecych rolach siedział, z dziada pradziada we wsi był, rozum miał, bogactwo miał - że chcąc nie chcąc, a słuchali i uważali go wszyscy.
Jeno nikt z dzieci, ni kowal nawet, o zmówinach nie wiedział, bali się do nich z nowiną bieżyć, bych w pierwszej złości czego nie oberwać.
Więc też w chałupie Borynów cicho było jeszcze, ciszej dzisiaj niźli zazwyczaj - deszcz był przestał padać i od rana przecierało się na niebie, to zaraz po śniadaniu Antek z Kubą i z kobietami pojechali do lasu zbierać susz na opał i probować, czyby się nie dało kolek ugrabić.
Stary pozostał w domu.
A już od samego rana był dziwnie przykry, dziwnie zeźlony, że ino szukał okazji, na kogo by wywrzeć niepok
następna strona
::-[ poprzedni rozdział :: spis treści :: kolejny rozdział ]-::
|